sobota, 11 czerwca 2016

Rozdział 5 - Decyzja

W poprzednim rozdziale
Od mojego problemu uwolniła mnie Erza, wzięła od "zapałki" szklankę i delikatnie ją przechyliła wlewając do moich ust. Ciecz kojąco płynęła przez gardło, w końcu zniknęło to irytujące pragnienie. Nie miałam siły im odpowiadać, zamknęłam oczy i oddałam się w krainę Morfeusza, tym razem jednak nic nie czułam.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Obudziłam się zlana potem. Ciężko oddychałam, pomimo usilnych prób nie potrafiłam zmniejszyć mojego bólu i strachu. Teraz się chyba naprawdę cieszę, że gdy byłam w krysztale nie miałam snów. Gdybym przez ileś tam lat miała mieć sen, a raczej wspomnienie, jak widziałam śmierć niektórych moich przyjaciół... Już teraz czuję się strasznie, gdybym miała to oglądać cały czas, najpewniej jakbym tylko uwolniła się to bym popełniła samobójstwo. Mój oddech powoli zaczął się normować, a ja już nie byłam tak strasznie przerażona. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo byłam bezsilna w starciu z Acnologią. Przymknęłam oczy, a po moich jeszcze bladych policzkach pociekły strumienie łez. Jak mogłam dopuścić do ich śmierci?! Jeżeli nie mogłam ich nawet ochronić to po co w ogóle trenowałam?! No po co?! Jeśli nie mogłam nawet uchronić ważnych dla mnie osób. Przykryłam oczy dłonią, cicho łkając. Jak mogłam być tak słaba?! Czemu to akurat ja przeżyłam, czemu nie oni?! Nie powinnam tak myśleć... Nie chcieliby bym za nimi płakała. Nadal drżącą ręką starłam łzy z policzków i przetarłam zaczerwienione oczy. Wzięłam parę głębszych wdechów i na tyle ile pozwalała mi pozycja leżąca rozejrzałam się po sali. Biały sufit, białe ściany, kilka łóżek, obok każdego łóżka stolik. Sala szpitalna, jak nic. Oparłam ręce na łóżku i z trudem zaczęłam się podnosić. Naprawdę musiałam długo być zamknięta w krysztale, nawet nie zdawałam sobie sprawy z obecności niektórych mięśni... Syknęłam z bólu gdy próbowałam poruszyć na boki głową... Zaraz, czy ja słyszałam jakieś chrupnięcie, od strony mojej szyi? Dobra nieważne, zerknęłam na ubrania leżące na końcu łóżka, z trudem sięgnęłam po karteczkę, leżącą na nich.
"Kiedy się obudzisz przebierz się i zejdź na dół, Mirajane" Mirajane? Członkini gildii? Napisała że mam się ubrać, jednak chyba te ciuchy będą mi o wiele za duże. Z powątpiewaniem oglądałam rozłożoną bluzkę. Miała naprawdę dość spory dekolt. Westchnęłam i przeczesałam włosy dłonią. Powoli, lecz stanowczo zaczęłam poruszać nogami, z nimi chyba było lepiej, najpewniej już je trochę rozruszałam gdy wypadłam z kryształu. Niepewnie dotknęłam bosymi stopami podłogi, wzdrygnęłam się gdy poczułam jaka jest zimna. Dopiero teraz koło łóżka zauważyłam czarne kozaki, chociaż... Można nazwać buty kozakami, jeśli sięgają ci ledwie pięć centymetrów za kostkę? Raczej nie. Niepewnie odepchnęłam się dłońmi od łóżka, aby stanąć. Udało się, no przynajmniej kilka sekund stałam, potem wyłożyłam się na podłogę. Jęknęłam przeciągle i oparłam ręce na posadce próbując na nowo stanąć. Nogi lekko podciągnęłam, a ręce odepchnęłam od ziemi i stanęłam. Tym razem nie miałam wrażenia że zaraz upadnę. Jednak co z chodzeniem? Wzięłam głęboki wdech i niepewnie postawiłam pierwszy krok. Nogi się pode mną ugięły, a ja szybko oparłam się o ścianę, szybciej oddychając. Zabawne, czuje się trochę tak jakbym dopiero uczyła się chodzić. Szybko jeszcze chwyciłam ciuchy leżące na łóżku i opierając się o ścianę, ruszyłam w kierunku białych drzwi, mam nadzieję że jest tam łazienka. Chyba jako jedyna przebywałam w sali szpitalnej, wszystkie łóżka, prócz mojego oczywiście, były idealnie zasłane. Oparłam się o ścianę, koło drzwi, i powoli nacisnęłam klamkę, otwierając drzwi. Już chciałam wejść do środka, gdy uświadomiłam sobie że to jednak nie łazienka, a drzwi na korytarz. Z westchnięciem z lekkim trzaskiem zamknęłam drzwi. Zaklęłam pod nosem uświadamiając sobie, że drugie drzwi muszą prowadzić do łazienki. Super, muszę iść do drugich drzwi, tylko dlaczego akurat muszą one być po drugiej stronie sali?! Szybko oceniłam czas jaki zajęło by mi przejście do drzwi, podpierając się o ścianę, a ile gdybym poszła środkiem. Jednak chyba pójdę środkiem, nie mogę przecież cały czas podpierać się o ścianę. Powoli postawiłam pierwszy krok, za nim drugi i tak dalej, aż w końcu dotarłam na drugi koniec sali. Dyszałam z wycieńczenia, a nogi miałam jak z waty, naprawdę zabawne, wcześniej potrafiłam przebiec prawie dwadzieścia kilometrów, a teraz? Ciężko mi jest przejść chociaż dziesięć metrów. Naprawdę muszę popracować nad swoją kondycją. Chwyciłam klamkę i prawie że wtoczyłam się do środka. Zamknęłam drzwi i oparłam się o umywalkę. Cóż łazienka jak każda inna. Prysznic, toaleta, umywalka, a nad nią wielkie lustro, szkoda że nie ma wanny. Upewniłam się jeszcze że drzwi na pewno są zamknięte na klucz i zdjęłam sukienkę, zanim jeszcze ją odłożyłam przyjrzałam się jej. W niektórych miejscach była nadpalona, najpewniej przez Acnologię, a na dole była poszarpana, wzdrygnęłam się gdy przypomniałam sobie jak Acnologia swoją wielką łapą przygniótł mnie do ziemi, przy okazji gdzieniegdzie rozrywając mi sukienkę. Po policzku spłynęła mi samotna łza, sukienkę dostałam od członków gildii, jedyna pamiątka po nich jest teraz w opłakanym stanie. Ostrożnie złożyłam ją i położyłam na umywalce. Otarłam łzę i odkręciłam zimną wodę pod prysznicem, tak tego mi teraz było trzeba, lodowatej wody żeby rozbudzić się. Chwiejnym krokiem weszłam do kabiny i uniosłam głowę, czułam jak zimne krople spływają mi po twarzy, woda złączyła się z moimi łzami, które teraz uwolniłam spod powiek. Spuściłam głowę i otworzyłam oczy. Nie czas teraz na użalanie się nad sobą, muszę dowiedzieć się czy ktoś przeżył, a także ile "spałam". Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica, otworzyła pierwszą lepszą szafkę koło kabiny. Bingo. Ręczniki. Wzięłam do ręki jeden z nich i dokładnie wytarłam ciało i włosy, po czym sięgnęłam po wcześniej zabrane rzeczy. Odetchnęłam z ulgą gdy zauważyłam że bluzka jest w stylu gorsetu, czyli była z tyłu zawiązywana, dzięki temu nie muszę się martwić że jest na mnie za duża. Przełożyłam bluzkę przez głowę i z trudnością zawiązałam ją z tyłu, dobrze że jest na ramiączkach, nie lubię gdy bluzki odsłaniają za dużo. Następnie sięgnęłam po majtki, które szybko założyłam, następne były spodnie, z nimi był już nieco większy problem, ale w końcu wsunęłam je na nogi, dobrze że były długie, po tej kąpieli nadal było mi nieco zimno. Spojrzałam na buty i się załamałam, na obcasie?! Serio?! Czy oni chcą żebym się naprawdę zabiła? Westchnęłam jedynie i ostrożnie je założyłam, Prawie cała byłam ubrana na czarno, chyba naprawdę lubią czarny kolor, jedynie bluzka była prawie że krwistoczerwona. Nigdy nie lubiłam czerwieni, zawsze "kłóciła" się z moimi niebieskimi oczami, spojrzałam w lustro sprawdzając jak wyglądam, nie było aż tak źle, wyglądam tak jak wcześniej... zaraz... Czemu mam czerwone oczy?! Co się stało z moimi pięknymi błękitnymi oczami?! Drżącą ręką odsłoniłam grzywkę, aby lepiej się przyjrzeć oczom. Naprawdę były czerwone. Dlaczego? Czy to skutek tego że walczyłam ze śmiercią? Westchnęłam, zamknęłam oczy i chwytając sukienkę wyszłam z łazienki. Tym razem w sali była jakaś mała dziewczynka, tak jak ja miała granatowe włosy, oraz tak samo jak "zapałka" była smoczą zabójczynią, naprawdę od niej czuć smokiem. Wyglądała na naprawdę przestraszoną tym że nie ma mnie w łóżku, obok niej latał jakiś kot... Przepraszam Exeed, nie kot, mówił coś do niej, chyba żeby się nie denerwowała. Ostrożnie do nich podeszłam, a moje buty zaczęły stukać w rytm moich kroków. Dziewczyna od razu się do mnie odwróciła, wzdychając z ulgą.
- Już się bałam że coś się pani stało. Jestem Wendy, a to Carla - przedstawiła siebie i latającą pokrakę. Lubię nazywać Exeed'ów latającymi pokrakami, tak już mam.
- Jestem Ayako, i proszę nie nazywaj mnie panią, czuję się staro, a nawet nie skończyłam jeszcze osiemnastki.
Dziewczynka się chyba trochę zmieszała, ale szybko poprosiła, abym zeszła z nią na dół. Naprawdę jest słodka, dzieci zawsze są słodkie, a potem wyrastają na niewdzięczne bachory, tak włącznie ze mną. Przymknęłam oczy i ruszyłam za Wendy, automatycznie sięgnęłam do włosów gdzie zawsze miałam zaplątanego małego warkoczyka, zawsze kiedy się nudziłam bawiłam się nim. Jednak teraz z przestrachem rozszerzyłam oczy, nie czując żadnego warkocza. Jeśli nie ma warkocza, oznacza to że nie ma też gumki do włosów którą dostała od rodziców na piąte urodziny, jedynej pamiątki po nich. Zatrzymałam się gwałtownie i niepewnie spojrzałam na dziewczynkę.
- Przepraszam, czy nie miałam przy sobie żadnej gumki, czy czegoś podobnego?
Wendy spojrzała na mnie zmartwiona, nie dziwię się, mój głos cały drżał, a ja byłam całkiem blada.
- Nie, dlaczego pa... pytasz?
Nawet nie zwróciłam uwagi że ledwie powstrzymała się od nazwania mnie panią, po moich pliczkach spłynęły strumienie łez, oparłam się plecami o ścianę, zsuwając się po niej. Wendy chyba naprawdę przestraszyła się moim zachowaniem.
- Czy była ona dla ciebie ważna?
Tym razem odezwała się latająca pokraka, wcześniej wydawało mi się że jej ton był bardziej taki zdenerwowany? Coś w tym stylu, jednak teraz chyba też musiała się naprawdę zmartwić. Ja jednak jedynie kiwnęłam głową i drżącym głosem zaczęłam mówić:
- Była jedyną pamiątka po moich rodzicach.
Znów wybuchłam płaczem, kiedy stałam się tak słaba żeby płakać przy obcych mi ludziach? Wendy jedynie spojrzała na mnie smutno i delikatnie mnie przytuliła, może też kiedyś straciła coś ważnego, dobrze że chociaż została mi ta sukienka... Wzięłam kilka głębokich wdechów i uspokoiłam się, jednak cały czas mocno ściskałam białą sukienkę. Jednak Wendy wzięła ją ode mnie i położyła na jednym z łóżek i powiedziała że później ją wezmę, ja jedynie skinęłam głową i zrozpaczona ruszyłam za nią na dół. Po drodze jeszcze doprowadziłam moje oczy do ładu, dzięki czemu nie były już tak bardzo zaczerwienione. Ledwie co wyszłyśmy za drzwi, a już słyszałam jakieś wrzaski i odgłosy imprezy na dole. Czy oni naprawdę tak często imprezują? Nie przejmując się tym spuściłam głowę i przymknęłam oczy, naprawdę osłabłam w tym krysztale, jak mogę zabić Acnologię będąc w takiej rozsypce? Nawet nie zauważyła kiedy się zatrzymałyśmy, a impreza ucichła. Dopiero po chwili niepewnie podniosłam głowę spoglądając na nich. Nikogo nie poznawałam, zupełnie nikogo, już miałam znów spuścić głowę, gdy usłyszałam jakiś głos.
- Walcz ze mną!
Walcz? Spojrzałam na niego, miał naprawdę wielki uśmiech, który zaraz jednak znikł gdy spojrzał w moje oczy. Teraz pewnie były pełne cierpienia i smutku, w ogóle dlaczego miałabym z nim walczyć, nie jest Acnologią, nie zamierzam walczyć z nikim innym. Teraz moim celem jest znalezienie i pokonanie Acnologii. Spojrzałam w dół słysząc ciche kroki. Po schodach wchodził jakiś staruszek. Ten sam którego widziałam w sali.
- Jestem Makarov Dreyar, obecny mistrz gildii, przejdźmy się, wszystko ci wytłumaczę.
Niemrawo skinęłam głową i ruszyliśmy do wyjścia. Zanim Makarov zaczął mówić zdążyliśmy dojść do parku i usiąść na jednej z ławek.
- Więc, pewnie zastanawiasz się ile byłaś w krysztale i co się stało z twoimi przyjaciółmi.
Pomimo że było to pytanie retoryczne to i tak kiwnęłam głową, obserwując stado wielobarwnych ptaków.
- Cóż to jest dość trudna kwestia - Z nieba przyfrunęły dwa większe ptaki, chyba jastrzębie. - Obawiam się że do tego czasu nikt nie przeżył - jastrzębie porwały kilka ptaków, na gałęzi został jeden przerażony ptak. - Widzisz, w krysztale uwięziona byłaś około... trzysta lat.
Po usłyszeniu tych słów moje oczy rozszerzyły się z przerażenia. Nadleciał kolejny jastrząb, porywając ostatniego ptaka. Nikt nie przeżył? Trzysta lat? Jak to możliwe? Dlaczego? Co ja mam teraz zrobić? Zmienić się? Czy pałać zemstą do Acnologi? Znaleźć nowych przyjaciół? Na gałęzi usiadł nowy ptak, nie był przerażony, był pewny siebie. Dlaczego to akurat ja musiałam przeżyć? Nie chcę posiadać nowych znajomych, chcę powrócić do tamtych czasów. Do ptaka nadleciały kolejne siadając obok niego, jednak ten pofrunął na kolejną gałąź i tak w kółko. Co mi da zemsta na Acnologi? Przecież oni nie powrócą, nawet jeśli zabiłabym Acnologię. Po moim policzku poleciała pierwsza łza. Pewny siebie ptak w końcu usiadł na jednej z gałęzi i poddał się, nie odlatywał gdy inne ptaki przyfrunęły, nie był już pewny siebie, raczej szczęśliwy.
- Muszę... to... to... przemyśleć - wyszeptałam i wstałam z ławki odchodząc, czułam jeszcze przez pewien czas na sobie zaniepokojone spojrzenie mistrza.
Trzysta lat. Te słowa echem odbiła się w mojej głowie, spałam trzysta lat. Wszyscy już nie żyją, wszystkich których kochałam, już nigdy nie zobaczę ich uśmiechów, dlaczego akurat teraz muszę przypominać sobie ich słowa? Pamiętam jeszcze jak kiedyś na wstępie usłyszałam jedno zdanie, jest chyba ono jednak prawdą. "Decyzja oswojenia niesie ze sobą ryzyko łez"* Dlaczego akurat teraz  muszę sobie to przypominać? Po moich policzkach spłynęły kolejne strumienie łez. Postanowiłam, pomszczę ich, zabiję Acnologię! Wyruszę od razu, zabiję go, ale najpierw będę musiała odejść z Fairy Tail. To nie jest już gildia z osobami które pokochałam, nie jestem w stanie tam żyć.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Decyzja oswojenia niesie ze sobą ryzyko łez" - jest to cytat z książki "Mały Książę"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz