W poprzednim rozdziale
Postanowiłam, pomszczę ich, zabiję Acnologię! Wyruszę od razu, zabiję go, ale najpierw będę musiała odejść z Fairy Tail. To nie jest już gildia z osobami które pokochałam, nie jestem w stanie tam żyć.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z wciąż zaczerwienionymi oczami skierowałam się w kierunku siedziby gildii Fairy Tail. Z coraz większym smutkiem spoglądałam na śmiejące się dzieci i ich rodziców. Tyle lat mnie ominęło, chciałabym jeszcze raz zobaczyć wszystkich. Powiedzieć im to czego nie zdążyłam. Po moich policzkach poleciały kolejne łzy, nie wstrzymywałam ich, pozwalałam im płynąć, czując zarazem jak cały mój smutek wyparowuje, a zastępuję go niekontrolowana wściekłość. Zacisnęłam dłonie raniąc je sobie przy tym. Zatrzymałam się na środku drogi i zacisnęłam oczy. Czułam jak każdy kawałek mojego ciała opanowywany jest przez wściekłość i rozpacz. Powstrzymałam łzy i przybrałam obojętny wyraz twarzy, rozluźniając przy okazji pięści.
- We wściekłości ataki są słabsze i mniej skoordynowane, muszę się uspokoić. - szepnęłam do siebie. Z pozoru wyglądałam już na uspokojoną i opanowaną, jednak w środku cała się trzęsłam ze złości. Jedynie końcówki moich włosów zmieniły barwę na krwistoczerwoną zdradzając jak wielka furia mnie rozpiera. Wzięłam jeszcze parę wdechów i na powrót ruszyłam, tym razem powoli nie spiesząc się. Z zimną obojętnością mijałam bawiące się dzieci, które dopiero co chwile temu napawały mnie okropnym smutkiem. Weszłam na jedną z bardziej ruchliwych ulic i zręcznie wymijałam biegnących ludzi, którzy najpewniej się spieszyli do pracy. W tłumie zauważyłam niską dziewczynę z granatowymi włosami, była chyba to ta mała co zaprowadziła mnie na dół. Upewniłam się jeszcze bardziej gdy podleciała do niej biała kotka. Zaklęłam cicho i przyspieszyłam nieco gdy Carla wskazała na mnie swoją białą łapką, a Wendy zaczęła kierować się w moją stronę. Może i na początku zamierzałam iść do gildii i dopiero tam ogłosić że chcę zmyć znak Fairy Tail, jednak zmieniłam zdanie. Najpewniej namawiali by mnie do zmiany decyzji. Skręciłam w jedną z bocznych uliczek próbując zgubić dziewczynę, jednak na nic się to zdało, ponieważ już po chwili słyszałam koło mnie kroki dziewczyny i jej lekko przyspieszony oddech. Musiała za mną biec.
- Ayako-san, wiem że może to być dla pani trudne, jednak mistrz prosił żeby przyszła pani do gildii i postanowiła co zamierza pani dalej zrobić.
Zatrzymałam się jednak nie spojrzałam na dziewczynę, Po chwili jeszcze usłyszałam obok dziewczyny trzepot skrzydeł, latająca pokraka się pojawiła.
- Przekaż mistrzowi że odchodzę z gildii.
Dziewczyna wzdrygnęła się gdy usłyszała mój beznamiętny ton głosu, żeby zrozumiała że nie żartuję na jej oczach zmazałam swój znak gildii. Kątem oka jedynie zarejestrowałam że jej oczy rozszerzają się w szoku.
- Nie żartuj sobie dziewczyno - tym razem odezwała się kotka, jej ton głosu mocno przesycony był zdenerwowaniem. - Każdy stracił coś ważnego, jednak nikt nie zachowuję się jak rozkapryszona panienka.
Wzięłam głębszy wdech żeby się na nią nie wydrzeć, mimowolnie zacisnęłam dłonie w pięści.
- Sądzę jednak, że nigdy nie widziałaś śmierci swoich przyjaciół którzy wręcz z błaganiem o pomoc spoglądają na ciebie, a ty nie możesz im pomóc, bo jesteś za słaba!
Ostatnie słowa wręcz wykrzyczałam, a z wściekłości uderzyłam pięścią o stojący obok mnie budynek robiąc w nim pokaźnych rozmiarów dziurę. Po chwili jednak zabrałam rękę ze ściany i pstryknęłam palcami, w jednym momencie ściana powróciła do poprzedniego stanu. Kątem oka spojrzałam jeszcze na kotkę która zawstydzona spoglądała na mnie, za to Wendy była zszokowana, widać było jednak że chcę mi coś powiedzieć, jednak zignorowałam ją i ruszyłam dalej pozostawiając je w tyle. Miałam nadzieję że przekaże to mistrzowi i nie zaczną mnie szukać. Tak w ogóle, po co by mieli mnie szukać? Przecież mnie nawet nie znają. Z takimi przemyśleniami skierowałam się na skraj Magnolii, jednak nie zdążyłam wyjść gdy poczułam znienawidzony przeze mnie zapach, dochodzący około cztery kilometry stąd. Nawet nie zauważyłam kiedy zamknęła oczy, jednak teraz otworzyłam je. Dobrze wiedziałam od kogo pochodzi ten zapach. Acnologia.
= W tym samym czasie, Gildia Fairy Tail=
Wendy zdyszana wraz z Carlą wpadły do budynku gildii. Makarov spojrzał na nią ze smutkiem i zaczął
- I jak Wendy? Znalazłaś ją?
Ta tylko przytaknęła głową szybko wzięła parę głębokich oddechów chcąc jak najszybciej poinformować mistrza co się stało, jednak była za bardzo zdyszana, w duchu podziękowała Carli która ją od tego wyręczyła.
- Ayako postanowiła odejść z gildii. Na naszych oczach zmazała znak Fairy Tail!
Mistrz spuścił wzrok na podłogę i przymknął oczy, nie ukrywając spodziewał się takiej decyzji dziewczyny, jednak wciąż miał nadzieję że postąpi inaczej.
- Że co proszę?! - krzyk Natsu rozniósł się echem po cichej sali, stał teraz i opierał się dłońmi o stół. - Nawet nie próbowała nas poznać, a od razu odchodzi z gildii?!
Mistrz spojrzał na niego smutnym wzrokiem i westchnął.
- Spróbuj ją trochę zrozumieć Natsu - rozpoczął Makarov. - Pomimo swego wieku widziała i przeżyła więcej niż nie jeden dorosły, teraz najpewniej jej celem jest jedynie zemszczenie się na Acnologii.
- Ale...!
- Natsu-san, atak Acnologii musiał być dla Ayako-san naprawdę dużym bólem, w szczególności że nie zdążyła się nawet z wszystkimi pożegnać. - Wendy smutno spojrzała na salamandra. - W dodatku gdy z nią rozmawiałyśmy w końcu jak by coś w niej pękło, podczas bitwy z Acnologią wszyscy w nią wierzyli, mówiła że wręcz z błaganiem spoglądali w jej stronę, a ona nie mogła nic zrobić, bo była za słaba.
Natsu spojrzał na nią zszokowany i usiadł z powrotem na krzesło.
- Ja... nie wiedziałem.
- Nie mogłeś Natsu, nikt nie mógł. Pomimo tego co zadecydowała Ayako musimy ją przekonać do powrotu. Teraz jest jedynie zagubionym dzieckiem które jest przepełnione rządzą zemsty. Musimy ją znaleźć.
Członkowie gildii w ciszy pokiwali głowami zgadzając się ze słowami mistrza. Jednak nie zdążyli się nawet poruszyć, gdy okolicą wstrząsnął potężny ryk smoka, jednak brzmiał on jak ryk rannego smoka. Wszyscy w tym momencie pomyśleli to samo. Ayako znalazła Acnologię.
Ayako - legenda Fairy Tail
Niektóre rzeczy pozwalają przezwyciężyć największą przeszkodę!
sobota, 2 lipca 2016
sobota, 11 czerwca 2016
Rozdział 5 - Decyzja
W poprzednim rozdziale
Od mojego problemu uwolniła mnie Erza, wzięła od "zapałki" szklankę i delikatnie ją przechyliła wlewając do moich ust. Ciecz kojąco płynęła przez gardło, w końcu zniknęło to irytujące pragnienie. Nie miałam siły im odpowiadać, zamknęłam oczy i oddałam się w krainę Morfeusza, tym razem jednak nic nie czułam.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Obudziłam się zlana potem. Ciężko oddychałam, pomimo usilnych prób nie potrafiłam zmniejszyć mojego bólu i strachu. Teraz się chyba naprawdę cieszę, że gdy byłam w krysztale nie miałam snów. Gdybym przez ileś tam lat miała mieć sen, a raczej wspomnienie, jak widziałam śmierć niektórych moich przyjaciół... Już teraz czuję się strasznie, gdybym miała to oglądać cały czas, najpewniej jakbym tylko uwolniła się to bym popełniła samobójstwo. Mój oddech powoli zaczął się normować, a ja już nie byłam tak strasznie przerażona. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo byłam bezsilna w starciu z Acnologią. Przymknęłam oczy, a po moich jeszcze bladych policzkach pociekły strumienie łez. Jak mogłam dopuścić do ich śmierci?! Jeżeli nie mogłam ich nawet ochronić to po co w ogóle trenowałam?! No po co?! Jeśli nie mogłam nawet uchronić ważnych dla mnie osób. Przykryłam oczy dłonią, cicho łkając. Jak mogłam być tak słaba?! Czemu to akurat ja przeżyłam, czemu nie oni?! Nie powinnam tak myśleć... Nie chcieliby bym za nimi płakała. Nadal drżącą ręką starłam łzy z policzków i przetarłam zaczerwienione oczy. Wzięłam parę głębszych wdechów i na tyle ile pozwalała mi pozycja leżąca rozejrzałam się po sali. Biały sufit, białe ściany, kilka łóżek, obok każdego łóżka stolik. Sala szpitalna, jak nic. Oparłam ręce na łóżku i z trudem zaczęłam się podnosić. Naprawdę musiałam długo być zamknięta w krysztale, nawet nie zdawałam sobie sprawy z obecności niektórych mięśni... Syknęłam z bólu gdy próbowałam poruszyć na boki głową... Zaraz, czy ja słyszałam jakieś chrupnięcie, od strony mojej szyi? Dobra nieważne, zerknęłam na ubrania leżące na końcu łóżka, z trudem sięgnęłam po karteczkę, leżącą na nich.
"Kiedy się obudzisz przebierz się i zejdź na dół, Mirajane" Mirajane? Członkini gildii? Napisała że mam się ubrać, jednak chyba te ciuchy będą mi o wiele za duże. Z powątpiewaniem oglądałam rozłożoną bluzkę. Miała naprawdę dość spory dekolt. Westchnęłam i przeczesałam włosy dłonią. Powoli, lecz stanowczo zaczęłam poruszać nogami, z nimi chyba było lepiej, najpewniej już je trochę rozruszałam gdy wypadłam z kryształu. Niepewnie dotknęłam bosymi stopami podłogi, wzdrygnęłam się gdy poczułam jaka jest zimna. Dopiero teraz koło łóżka zauważyłam czarne kozaki, chociaż... Można nazwać buty kozakami, jeśli sięgają ci ledwie pięć centymetrów za kostkę? Raczej nie. Niepewnie odepchnęłam się dłońmi od łóżka, aby stanąć. Udało się, no przynajmniej kilka sekund stałam, potem wyłożyłam się na podłogę. Jęknęłam przeciągle i oparłam ręce na posadce próbując na nowo stanąć. Nogi lekko podciągnęłam, a ręce odepchnęłam od ziemi i stanęłam. Tym razem nie miałam wrażenia że zaraz upadnę. Jednak co z chodzeniem? Wzięłam głęboki wdech i niepewnie postawiłam pierwszy krok. Nogi się pode mną ugięły, a ja szybko oparłam się o ścianę, szybciej oddychając. Zabawne, czuje się trochę tak jakbym dopiero uczyła się chodzić. Szybko jeszcze chwyciłam ciuchy leżące na łóżku i opierając się o ścianę, ruszyłam w kierunku białych drzwi, mam nadzieję że jest tam łazienka. Chyba jako jedyna przebywałam w sali szpitalnej, wszystkie łóżka, prócz mojego oczywiście, były idealnie zasłane. Oparłam się o ścianę, koło drzwi, i powoli nacisnęłam klamkę, otwierając drzwi. Już chciałam wejść do środka, gdy uświadomiłam sobie że to jednak nie łazienka, a drzwi na korytarz. Z westchnięciem z lekkim trzaskiem zamknęłam drzwi. Zaklęłam pod nosem uświadamiając sobie, że drugie drzwi muszą prowadzić do łazienki. Super, muszę iść do drugich drzwi, tylko dlaczego akurat muszą one być po drugiej stronie sali?! Szybko oceniłam czas jaki zajęło by mi przejście do drzwi, podpierając się o ścianę, a ile gdybym poszła środkiem. Jednak chyba pójdę środkiem, nie mogę przecież cały czas podpierać się o ścianę. Powoli postawiłam pierwszy krok, za nim drugi i tak dalej, aż w końcu dotarłam na drugi koniec sali. Dyszałam z wycieńczenia, a nogi miałam jak z waty, naprawdę zabawne, wcześniej potrafiłam przebiec prawie dwadzieścia kilometrów, a teraz? Ciężko mi jest przejść chociaż dziesięć metrów. Naprawdę muszę popracować nad swoją kondycją. Chwyciłam klamkę i prawie że wtoczyłam się do środka. Zamknęłam drzwi i oparłam się o umywalkę. Cóż łazienka jak każda inna. Prysznic, toaleta, umywalka, a nad nią wielkie lustro, szkoda że nie ma wanny. Upewniłam się jeszcze że drzwi na pewno są zamknięte na klucz i zdjęłam sukienkę, zanim jeszcze ją odłożyłam przyjrzałam się jej. W niektórych miejscach była nadpalona, najpewniej przez Acnologię, a na dole była poszarpana, wzdrygnęłam się gdy przypomniałam sobie jak Acnologia swoją wielką łapą przygniótł mnie do ziemi, przy okazji gdzieniegdzie rozrywając mi sukienkę. Po policzku spłynęła mi samotna łza, sukienkę dostałam od członków gildii, jedyna pamiątka po nich jest teraz w opłakanym stanie. Ostrożnie złożyłam ją i położyłam na umywalce. Otarłam łzę i odkręciłam zimną wodę pod prysznicem, tak tego mi teraz było trzeba, lodowatej wody żeby rozbudzić się. Chwiejnym krokiem weszłam do kabiny i uniosłam głowę, czułam jak zimne krople spływają mi po twarzy, woda złączyła się z moimi łzami, które teraz uwolniłam spod powiek. Spuściłam głowę i otworzyłam oczy. Nie czas teraz na użalanie się nad sobą, muszę dowiedzieć się czy ktoś przeżył, a także ile "spałam". Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica, otworzyła pierwszą lepszą szafkę koło kabiny. Bingo. Ręczniki. Wzięłam do ręki jeden z nich i dokładnie wytarłam ciało i włosy, po czym sięgnęłam po wcześniej zabrane rzeczy. Odetchnęłam z ulgą gdy zauważyłam że bluzka jest w stylu gorsetu, czyli była z tyłu zawiązywana, dzięki temu nie muszę się martwić że jest na mnie za duża. Przełożyłam bluzkę przez głowę i z trudnością zawiązałam ją z tyłu, dobrze że jest na ramiączkach, nie lubię gdy bluzki odsłaniają za dużo. Następnie sięgnęłam po majtki, które szybko założyłam, następne były spodnie, z nimi był już nieco większy problem, ale w końcu wsunęłam je na nogi, dobrze że były długie, po tej kąpieli nadal było mi nieco zimno. Spojrzałam na buty i się załamałam, na obcasie?! Serio?! Czy oni chcą żebym się naprawdę zabiła? Westchnęłam jedynie i ostrożnie je założyłam, Prawie cała byłam ubrana na czarno, chyba naprawdę lubią czarny kolor, jedynie bluzka była prawie że krwistoczerwona. Nigdy nie lubiłam czerwieni, zawsze "kłóciła" się z moimi niebieskimi oczami, spojrzałam w lustro sprawdzając jak wyglądam, nie było aż tak źle, wyglądam tak jak wcześniej... zaraz... Czemu mam czerwone oczy?! Co się stało z moimi pięknymi błękitnymi oczami?! Drżącą ręką odsłoniłam grzywkę, aby lepiej się przyjrzeć oczom. Naprawdę były czerwone. Dlaczego? Czy to skutek tego że walczyłam ze śmiercią? Westchnęłam, zamknęłam oczy i chwytając sukienkę wyszłam z łazienki. Tym razem w sali była jakaś mała dziewczynka, tak jak ja miała granatowe włosy, oraz tak samo jak "zapałka" była smoczą zabójczynią, naprawdę od niej czuć smokiem. Wyglądała na naprawdę przestraszoną tym że nie ma mnie w łóżku, obok niej latał jakiś kot... Przepraszam Exeed, nie kot, mówił coś do niej, chyba żeby się nie denerwowała. Ostrożnie do nich podeszłam, a moje buty zaczęły stukać w rytm moich kroków. Dziewczyna od razu się do mnie odwróciła, wzdychając z ulgą.
- Już się bałam że coś się pani stało. Jestem Wendy, a to Carla - przedstawiła siebie i latającą pokrakę. Lubię nazywać Exeed'ów latającymi pokrakami, tak już mam.
- Jestem Ayako, i proszę nie nazywaj mnie panią, czuję się staro, a nawet nie skończyłam jeszcze osiemnastki.
Dziewczynka się chyba trochę zmieszała, ale szybko poprosiła, abym zeszła z nią na dół. Naprawdę jest słodka, dzieci zawsze są słodkie, a potem wyrastają na niewdzięczne bachory, tak włącznie ze mną. Przymknęłam oczy i ruszyłam za Wendy, automatycznie sięgnęłam do włosów gdzie zawsze miałam zaplątanego małego warkoczyka, zawsze kiedy się nudziłam bawiłam się nim. Jednak teraz z przestrachem rozszerzyłam oczy, nie czując żadnego warkocza. Jeśli nie ma warkocza, oznacza to że nie ma też gumki do włosów którą dostała od rodziców na piąte urodziny, jedynej pamiątki po nich. Zatrzymałam się gwałtownie i niepewnie spojrzałam na dziewczynkę.
- Przepraszam, czy nie miałam przy sobie żadnej gumki, czy czegoś podobnego?
Wendy spojrzała na mnie zmartwiona, nie dziwię się, mój głos cały drżał, a ja byłam całkiem blada.
- Nie, dlaczego pa... pytasz?
Nawet nie zwróciłam uwagi że ledwie powstrzymała się od nazwania mnie panią, po moich pliczkach spłynęły strumienie łez, oparłam się plecami o ścianę, zsuwając się po niej. Wendy chyba naprawdę przestraszyła się moim zachowaniem.
- Czy była ona dla ciebie ważna?
Tym razem odezwała się latająca pokraka, wcześniej wydawało mi się że jej ton był bardziej taki zdenerwowany? Coś w tym stylu, jednak teraz chyba też musiała się naprawdę zmartwić. Ja jednak jedynie kiwnęłam głową i drżącym głosem zaczęłam mówić:
- Była jedyną pamiątka po moich rodzicach.
Znów wybuchłam płaczem, kiedy stałam się tak słaba żeby płakać przy obcych mi ludziach? Wendy jedynie spojrzała na mnie smutno i delikatnie mnie przytuliła, może też kiedyś straciła coś ważnego, dobrze że chociaż została mi ta sukienka... Wzięłam kilka głębokich wdechów i uspokoiłam się, jednak cały czas mocno ściskałam białą sukienkę. Jednak Wendy wzięła ją ode mnie i położyła na jednym z łóżek i powiedziała że później ją wezmę, ja jedynie skinęłam głową i zrozpaczona ruszyłam za nią na dół. Po drodze jeszcze doprowadziłam moje oczy do ładu, dzięki czemu nie były już tak bardzo zaczerwienione. Ledwie co wyszłyśmy za drzwi, a już słyszałam jakieś wrzaski i odgłosy imprezy na dole. Czy oni naprawdę tak często imprezują? Nie przejmując się tym spuściłam głowę i przymknęłam oczy, naprawdę osłabłam w tym krysztale, jak mogę zabić Acnologię będąc w takiej rozsypce? Nawet nie zauważyła kiedy się zatrzymałyśmy, a impreza ucichła. Dopiero po chwili niepewnie podniosłam głowę spoglądając na nich. Nikogo nie poznawałam, zupełnie nikogo, już miałam znów spuścić głowę, gdy usłyszałam jakiś głos.
- Walcz ze mną!
Walcz? Spojrzałam na niego, miał naprawdę wielki uśmiech, który zaraz jednak znikł gdy spojrzał w moje oczy. Teraz pewnie były pełne cierpienia i smutku, w ogóle dlaczego miałabym z nim walczyć, nie jest Acnologią, nie zamierzam walczyć z nikim innym. Teraz moim celem jest znalezienie i pokonanie Acnologii. Spojrzałam w dół słysząc ciche kroki. Po schodach wchodził jakiś staruszek. Ten sam którego widziałam w sali.
- Jestem Makarov Dreyar, obecny mistrz gildii, przejdźmy się, wszystko ci wytłumaczę.
Niemrawo skinęłam głową i ruszyliśmy do wyjścia. Zanim Makarov zaczął mówić zdążyliśmy dojść do parku i usiąść na jednej z ławek.
- Więc, pewnie zastanawiasz się ile byłaś w krysztale i co się stało z twoimi przyjaciółmi.
Pomimo że było to pytanie retoryczne to i tak kiwnęłam głową, obserwując stado wielobarwnych ptaków.
- Cóż to jest dość trudna kwestia - Z nieba przyfrunęły dwa większe ptaki, chyba jastrzębie. - Obawiam się że do tego czasu nikt nie przeżył - jastrzębie porwały kilka ptaków, na gałęzi został jeden przerażony ptak. - Widzisz, w krysztale uwięziona byłaś około... trzysta lat.
Po usłyszeniu tych słów moje oczy rozszerzyły się z przerażenia. Nadleciał kolejny jastrząb, porywając ostatniego ptaka. Nikt nie przeżył? Trzysta lat? Jak to możliwe? Dlaczego? Co ja mam teraz zrobić? Zmienić się? Czy pałać zemstą do Acnologi? Znaleźć nowych przyjaciół? Na gałęzi usiadł nowy ptak, nie był przerażony, był pewny siebie. Dlaczego to akurat ja musiałam przeżyć? Nie chcę posiadać nowych znajomych, chcę powrócić do tamtych czasów. Do ptaka nadleciały kolejne siadając obok niego, jednak ten pofrunął na kolejną gałąź i tak w kółko. Co mi da zemsta na Acnologi? Przecież oni nie powrócą, nawet jeśli zabiłabym Acnologię. Po moim policzku poleciała pierwsza łza. Pewny siebie ptak w końcu usiadł na jednej z gałęzi i poddał się, nie odlatywał gdy inne ptaki przyfrunęły, nie był już pewny siebie, raczej szczęśliwy.
- Muszę... to... to... przemyśleć - wyszeptałam i wstałam z ławki odchodząc, czułam jeszcze przez pewien czas na sobie zaniepokojone spojrzenie mistrza.
Trzysta lat. Te słowa echem odbiła się w mojej głowie, spałam trzysta lat. Wszyscy już nie żyją, wszystkich których kochałam, już nigdy nie zobaczę ich uśmiechów, dlaczego akurat teraz muszę przypominać sobie ich słowa? Pamiętam jeszcze jak kiedyś na wstępie usłyszałam jedno zdanie, jest chyba ono jednak prawdą. "Decyzja oswojenia niesie ze sobą ryzyko łez"* Dlaczego akurat teraz muszę sobie to przypominać? Po moich policzkach spłynęły kolejne strumienie łez. Postanowiłam, pomszczę ich, zabiję Acnologię! Wyruszę od razu, zabiję go, ale najpierw będę musiała odejść z Fairy Tail. To nie jest już gildia z osobami które pokochałam, nie jestem w stanie tam żyć.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Decyzja oswojenia niesie ze sobą ryzyko łez" - jest to cytat z książki "Mały Książę"
Od mojego problemu uwolniła mnie Erza, wzięła od "zapałki" szklankę i delikatnie ją przechyliła wlewając do moich ust. Ciecz kojąco płynęła przez gardło, w końcu zniknęło to irytujące pragnienie. Nie miałam siły im odpowiadać, zamknęłam oczy i oddałam się w krainę Morfeusza, tym razem jednak nic nie czułam.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Obudziłam się zlana potem. Ciężko oddychałam, pomimo usilnych prób nie potrafiłam zmniejszyć mojego bólu i strachu. Teraz się chyba naprawdę cieszę, że gdy byłam w krysztale nie miałam snów. Gdybym przez ileś tam lat miała mieć sen, a raczej wspomnienie, jak widziałam śmierć niektórych moich przyjaciół... Już teraz czuję się strasznie, gdybym miała to oglądać cały czas, najpewniej jakbym tylko uwolniła się to bym popełniła samobójstwo. Mój oddech powoli zaczął się normować, a ja już nie byłam tak strasznie przerażona. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo byłam bezsilna w starciu z Acnologią. Przymknęłam oczy, a po moich jeszcze bladych policzkach pociekły strumienie łez. Jak mogłam dopuścić do ich śmierci?! Jeżeli nie mogłam ich nawet ochronić to po co w ogóle trenowałam?! No po co?! Jeśli nie mogłam nawet uchronić ważnych dla mnie osób. Przykryłam oczy dłonią, cicho łkając. Jak mogłam być tak słaba?! Czemu to akurat ja przeżyłam, czemu nie oni?! Nie powinnam tak myśleć... Nie chcieliby bym za nimi płakała. Nadal drżącą ręką starłam łzy z policzków i przetarłam zaczerwienione oczy. Wzięłam parę głębszych wdechów i na tyle ile pozwalała mi pozycja leżąca rozejrzałam się po sali. Biały sufit, białe ściany, kilka łóżek, obok każdego łóżka stolik. Sala szpitalna, jak nic. Oparłam ręce na łóżku i z trudem zaczęłam się podnosić. Naprawdę musiałam długo być zamknięta w krysztale, nawet nie zdawałam sobie sprawy z obecności niektórych mięśni... Syknęłam z bólu gdy próbowałam poruszyć na boki głową... Zaraz, czy ja słyszałam jakieś chrupnięcie, od strony mojej szyi? Dobra nieważne, zerknęłam na ubrania leżące na końcu łóżka, z trudem sięgnęłam po karteczkę, leżącą na nich.
"Kiedy się obudzisz przebierz się i zejdź na dół, Mirajane" Mirajane? Członkini gildii? Napisała że mam się ubrać, jednak chyba te ciuchy będą mi o wiele za duże. Z powątpiewaniem oglądałam rozłożoną bluzkę. Miała naprawdę dość spory dekolt. Westchnęłam i przeczesałam włosy dłonią. Powoli, lecz stanowczo zaczęłam poruszać nogami, z nimi chyba było lepiej, najpewniej już je trochę rozruszałam gdy wypadłam z kryształu. Niepewnie dotknęłam bosymi stopami podłogi, wzdrygnęłam się gdy poczułam jaka jest zimna. Dopiero teraz koło łóżka zauważyłam czarne kozaki, chociaż... Można nazwać buty kozakami, jeśli sięgają ci ledwie pięć centymetrów za kostkę? Raczej nie. Niepewnie odepchnęłam się dłońmi od łóżka, aby stanąć. Udało się, no przynajmniej kilka sekund stałam, potem wyłożyłam się na podłogę. Jęknęłam przeciągle i oparłam ręce na posadce próbując na nowo stanąć. Nogi lekko podciągnęłam, a ręce odepchnęłam od ziemi i stanęłam. Tym razem nie miałam wrażenia że zaraz upadnę. Jednak co z chodzeniem? Wzięłam głęboki wdech i niepewnie postawiłam pierwszy krok. Nogi się pode mną ugięły, a ja szybko oparłam się o ścianę, szybciej oddychając. Zabawne, czuje się trochę tak jakbym dopiero uczyła się chodzić. Szybko jeszcze chwyciłam ciuchy leżące na łóżku i opierając się o ścianę, ruszyłam w kierunku białych drzwi, mam nadzieję że jest tam łazienka. Chyba jako jedyna przebywałam w sali szpitalnej, wszystkie łóżka, prócz mojego oczywiście, były idealnie zasłane. Oparłam się o ścianę, koło drzwi, i powoli nacisnęłam klamkę, otwierając drzwi. Już chciałam wejść do środka, gdy uświadomiłam sobie że to jednak nie łazienka, a drzwi na korytarz. Z westchnięciem z lekkim trzaskiem zamknęłam drzwi. Zaklęłam pod nosem uświadamiając sobie, że drugie drzwi muszą prowadzić do łazienki. Super, muszę iść do drugich drzwi, tylko dlaczego akurat muszą one być po drugiej stronie sali?! Szybko oceniłam czas jaki zajęło by mi przejście do drzwi, podpierając się o ścianę, a ile gdybym poszła środkiem. Jednak chyba pójdę środkiem, nie mogę przecież cały czas podpierać się o ścianę. Powoli postawiłam pierwszy krok, za nim drugi i tak dalej, aż w końcu dotarłam na drugi koniec sali. Dyszałam z wycieńczenia, a nogi miałam jak z waty, naprawdę zabawne, wcześniej potrafiłam przebiec prawie dwadzieścia kilometrów, a teraz? Ciężko mi jest przejść chociaż dziesięć metrów. Naprawdę muszę popracować nad swoją kondycją. Chwyciłam klamkę i prawie że wtoczyłam się do środka. Zamknęłam drzwi i oparłam się o umywalkę. Cóż łazienka jak każda inna. Prysznic, toaleta, umywalka, a nad nią wielkie lustro, szkoda że nie ma wanny. Upewniłam się jeszcze że drzwi na pewno są zamknięte na klucz i zdjęłam sukienkę, zanim jeszcze ją odłożyłam przyjrzałam się jej. W niektórych miejscach była nadpalona, najpewniej przez Acnologię, a na dole była poszarpana, wzdrygnęłam się gdy przypomniałam sobie jak Acnologia swoją wielką łapą przygniótł mnie do ziemi, przy okazji gdzieniegdzie rozrywając mi sukienkę. Po policzku spłynęła mi samotna łza, sukienkę dostałam od członków gildii, jedyna pamiątka po nich jest teraz w opłakanym stanie. Ostrożnie złożyłam ją i położyłam na umywalce. Otarłam łzę i odkręciłam zimną wodę pod prysznicem, tak tego mi teraz było trzeba, lodowatej wody żeby rozbudzić się. Chwiejnym krokiem weszłam do kabiny i uniosłam głowę, czułam jak zimne krople spływają mi po twarzy, woda złączyła się z moimi łzami, które teraz uwolniłam spod powiek. Spuściłam głowę i otworzyłam oczy. Nie czas teraz na użalanie się nad sobą, muszę dowiedzieć się czy ktoś przeżył, a także ile "spałam". Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica, otworzyła pierwszą lepszą szafkę koło kabiny. Bingo. Ręczniki. Wzięłam do ręki jeden z nich i dokładnie wytarłam ciało i włosy, po czym sięgnęłam po wcześniej zabrane rzeczy. Odetchnęłam z ulgą gdy zauważyłam że bluzka jest w stylu gorsetu, czyli była z tyłu zawiązywana, dzięki temu nie muszę się martwić że jest na mnie za duża. Przełożyłam bluzkę przez głowę i z trudnością zawiązałam ją z tyłu, dobrze że jest na ramiączkach, nie lubię gdy bluzki odsłaniają za dużo. Następnie sięgnęłam po majtki, które szybko założyłam, następne były spodnie, z nimi był już nieco większy problem, ale w końcu wsunęłam je na nogi, dobrze że były długie, po tej kąpieli nadal było mi nieco zimno. Spojrzałam na buty i się załamałam, na obcasie?! Serio?! Czy oni chcą żebym się naprawdę zabiła? Westchnęłam jedynie i ostrożnie je założyłam, Prawie cała byłam ubrana na czarno, chyba naprawdę lubią czarny kolor, jedynie bluzka była prawie że krwistoczerwona. Nigdy nie lubiłam czerwieni, zawsze "kłóciła" się z moimi niebieskimi oczami, spojrzałam w lustro sprawdzając jak wyglądam, nie było aż tak źle, wyglądam tak jak wcześniej... zaraz... Czemu mam czerwone oczy?! Co się stało z moimi pięknymi błękitnymi oczami?! Drżącą ręką odsłoniłam grzywkę, aby lepiej się przyjrzeć oczom. Naprawdę były czerwone. Dlaczego? Czy to skutek tego że walczyłam ze śmiercią? Westchnęłam, zamknęłam oczy i chwytając sukienkę wyszłam z łazienki. Tym razem w sali była jakaś mała dziewczynka, tak jak ja miała granatowe włosy, oraz tak samo jak "zapałka" była smoczą zabójczynią, naprawdę od niej czuć smokiem. Wyglądała na naprawdę przestraszoną tym że nie ma mnie w łóżku, obok niej latał jakiś kot... Przepraszam Exeed, nie kot, mówił coś do niej, chyba żeby się nie denerwowała. Ostrożnie do nich podeszłam, a moje buty zaczęły stukać w rytm moich kroków. Dziewczyna od razu się do mnie odwróciła, wzdychając z ulgą.
- Już się bałam że coś się pani stało. Jestem Wendy, a to Carla - przedstawiła siebie i latającą pokrakę. Lubię nazywać Exeed'ów latającymi pokrakami, tak już mam.
- Jestem Ayako, i proszę nie nazywaj mnie panią, czuję się staro, a nawet nie skończyłam jeszcze osiemnastki.
Dziewczynka się chyba trochę zmieszała, ale szybko poprosiła, abym zeszła z nią na dół. Naprawdę jest słodka, dzieci zawsze są słodkie, a potem wyrastają na niewdzięczne bachory, tak włącznie ze mną. Przymknęłam oczy i ruszyłam za Wendy, automatycznie sięgnęłam do włosów gdzie zawsze miałam zaplątanego małego warkoczyka, zawsze kiedy się nudziłam bawiłam się nim. Jednak teraz z przestrachem rozszerzyłam oczy, nie czując żadnego warkocza. Jeśli nie ma warkocza, oznacza to że nie ma też gumki do włosów którą dostała od rodziców na piąte urodziny, jedynej pamiątki po nich. Zatrzymałam się gwałtownie i niepewnie spojrzałam na dziewczynkę.
- Przepraszam, czy nie miałam przy sobie żadnej gumki, czy czegoś podobnego?
Wendy spojrzała na mnie zmartwiona, nie dziwię się, mój głos cały drżał, a ja byłam całkiem blada.
- Nie, dlaczego pa... pytasz?
Nawet nie zwróciłam uwagi że ledwie powstrzymała się od nazwania mnie panią, po moich pliczkach spłynęły strumienie łez, oparłam się plecami o ścianę, zsuwając się po niej. Wendy chyba naprawdę przestraszyła się moim zachowaniem.
- Czy była ona dla ciebie ważna?
Tym razem odezwała się latająca pokraka, wcześniej wydawało mi się że jej ton był bardziej taki zdenerwowany? Coś w tym stylu, jednak teraz chyba też musiała się naprawdę zmartwić. Ja jednak jedynie kiwnęłam głową i drżącym głosem zaczęłam mówić:
- Była jedyną pamiątka po moich rodzicach.
Znów wybuchłam płaczem, kiedy stałam się tak słaba żeby płakać przy obcych mi ludziach? Wendy jedynie spojrzała na mnie smutno i delikatnie mnie przytuliła, może też kiedyś straciła coś ważnego, dobrze że chociaż została mi ta sukienka... Wzięłam kilka głębokich wdechów i uspokoiłam się, jednak cały czas mocno ściskałam białą sukienkę. Jednak Wendy wzięła ją ode mnie i położyła na jednym z łóżek i powiedziała że później ją wezmę, ja jedynie skinęłam głową i zrozpaczona ruszyłam za nią na dół. Po drodze jeszcze doprowadziłam moje oczy do ładu, dzięki czemu nie były już tak bardzo zaczerwienione. Ledwie co wyszłyśmy za drzwi, a już słyszałam jakieś wrzaski i odgłosy imprezy na dole. Czy oni naprawdę tak często imprezują? Nie przejmując się tym spuściłam głowę i przymknęłam oczy, naprawdę osłabłam w tym krysztale, jak mogę zabić Acnologię będąc w takiej rozsypce? Nawet nie zauważyła kiedy się zatrzymałyśmy, a impreza ucichła. Dopiero po chwili niepewnie podniosłam głowę spoglądając na nich. Nikogo nie poznawałam, zupełnie nikogo, już miałam znów spuścić głowę, gdy usłyszałam jakiś głos.
- Walcz ze mną!
Walcz? Spojrzałam na niego, miał naprawdę wielki uśmiech, który zaraz jednak znikł gdy spojrzał w moje oczy. Teraz pewnie były pełne cierpienia i smutku, w ogóle dlaczego miałabym z nim walczyć, nie jest Acnologią, nie zamierzam walczyć z nikim innym. Teraz moim celem jest znalezienie i pokonanie Acnologii. Spojrzałam w dół słysząc ciche kroki. Po schodach wchodził jakiś staruszek. Ten sam którego widziałam w sali.
- Jestem Makarov Dreyar, obecny mistrz gildii, przejdźmy się, wszystko ci wytłumaczę.
Niemrawo skinęłam głową i ruszyliśmy do wyjścia. Zanim Makarov zaczął mówić zdążyliśmy dojść do parku i usiąść na jednej z ławek.
- Więc, pewnie zastanawiasz się ile byłaś w krysztale i co się stało z twoimi przyjaciółmi.
Pomimo że było to pytanie retoryczne to i tak kiwnęłam głową, obserwując stado wielobarwnych ptaków.
- Cóż to jest dość trudna kwestia - Z nieba przyfrunęły dwa większe ptaki, chyba jastrzębie. - Obawiam się że do tego czasu nikt nie przeżył - jastrzębie porwały kilka ptaków, na gałęzi został jeden przerażony ptak. - Widzisz, w krysztale uwięziona byłaś około... trzysta lat.
Po usłyszeniu tych słów moje oczy rozszerzyły się z przerażenia. Nadleciał kolejny jastrząb, porywając ostatniego ptaka. Nikt nie przeżył? Trzysta lat? Jak to możliwe? Dlaczego? Co ja mam teraz zrobić? Zmienić się? Czy pałać zemstą do Acnologi? Znaleźć nowych przyjaciół? Na gałęzi usiadł nowy ptak, nie był przerażony, był pewny siebie. Dlaczego to akurat ja musiałam przeżyć? Nie chcę posiadać nowych znajomych, chcę powrócić do tamtych czasów. Do ptaka nadleciały kolejne siadając obok niego, jednak ten pofrunął na kolejną gałąź i tak w kółko. Co mi da zemsta na Acnologi? Przecież oni nie powrócą, nawet jeśli zabiłabym Acnologię. Po moim policzku poleciała pierwsza łza. Pewny siebie ptak w końcu usiadł na jednej z gałęzi i poddał się, nie odlatywał gdy inne ptaki przyfrunęły, nie był już pewny siebie, raczej szczęśliwy.
- Muszę... to... to... przemyśleć - wyszeptałam i wstałam z ławki odchodząc, czułam jeszcze przez pewien czas na sobie zaniepokojone spojrzenie mistrza.
Trzysta lat. Te słowa echem odbiła się w mojej głowie, spałam trzysta lat. Wszyscy już nie żyją, wszystkich których kochałam, już nigdy nie zobaczę ich uśmiechów, dlaczego akurat teraz muszę przypominać sobie ich słowa? Pamiętam jeszcze jak kiedyś na wstępie usłyszałam jedno zdanie, jest chyba ono jednak prawdą. "Decyzja oswojenia niesie ze sobą ryzyko łez"* Dlaczego akurat teraz muszę sobie to przypominać? Po moich policzkach spłynęły kolejne strumienie łez. Postanowiłam, pomszczę ich, zabiję Acnologię! Wyruszę od razu, zabiję go, ale najpierw będę musiała odejść z Fairy Tail. To nie jest już gildia z osobami które pokochałam, nie jestem w stanie tam żyć.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Decyzja oswojenia niesie ze sobą ryzyko łez" - jest to cytat z książki "Mały Książę"
piątek, 10 czerwca 2016
Rozdział 4 - Błyskawica, ogień i lód?!
W poprzednim rozdziale
Na przodzie stał jakiś staruszek, najpewniej mistrz gildii. Ale zaraz co się stało z drugim mistrzem?
- Niemożliwe... Po tylu latach, po trzy...
Co miał na myśli? Po trzech latach, trzydziestu? Muszę to wiedzieć! I kim oni do jasnej anielki są?!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I kolejna moja niezwykła "zdolność". Wiadomo jest że gdy człowiek mdleje nic nie czuje, i inne taki pierdoły, prawda? Cóż, w moim przypadku jest inaczej... Może i nie słyszę wtedy i nie widzę, ale czuje co dzieje się z moim ciałem. Zabawne, prawda? Trochę tak jakby mózg zapomniał że trzeba też wyłączyć nerwy czucia, taaa, czasami naprawdę nie lubię tej "zdolności". Gdybym jej nie miała nie poczułabym jak jestem "lekko" kopnięta w ramię. Co ta osoba sobie myśli, co?! Sprawdza czy żyje?! Co on, nie wie że jak człowiek oddycha to jeszcze daleko mu do trupa?! Dobra, nieważne. Chociaż kolejna osoba okazała się bardziej kulturalna. Chociaż nie, przerzucenie mnie sobie przez ramię i niesienie jak worek ziemniaków można zaliczyć do kulturalnego zachowania? Chyba nie, ale okej, przynajmniej jak głupek nie sprawdza czy jeszcze żyję. Dobra lepiej skupię się na liczeniu przebytych stopni, z tego co pamiętam stopni było dwieście siedemdziesiąt jeden. Dobra no to zaczynam, jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem. Dobra dość, koniec, nudne to. Cóż, jedyne czego chcę się w tym momencie dowiedzieć to to gdzie są wszyscy z gildii. Szkoda że gdy jestem "nieprzytomna" nic nie słyszę. Może bym się czegoś ciekawego dowiedziała, ale nie, jak coś jest potrzebne to tego nie ma, a jak jest niepotrzebne to nic, dostajesz to w prezencie. Złośliwość rzeczy martwych, chociaż nie, mój organizm martwy nie jest. Chyba doszliśmy na górę, nie czuć już tego dziwnego kołysania gdy wchodzi się po schodach. A nie, zaraz, znów jest kołysanie, tyle że krótsze. Dobra, chyba gdzieś doszliśmy, poczułam jak jestem ściągana z ramienia niezidentyfikowanego osobnika i poczułam przyjemne zapadanie się w miękkim materacu. Jak dużo już czasu minęło od kiedy ostatnio leżałam w łóżku, moją skórę potarł jakiś cienki materiał, chyba kołdra, jeszcze ktoś poprawił mi poduszkę, a potem chyba zostawiono mnie w spokoju, no, i to się nazywa kulturalne zachowanie. Niby jestem taka potężna, co nie, ale jak trzeba się obudzić to nie, organizm uważa że potrzebuje więcej "snu", kiedy spałam już najpewniej ponad trzy lata, no ale okej, nie mnie oceniać tok myślenia mojego organizmu. Dobra, chyba pora spróbować się obudzić. Podejście numer jeden zmuszenia mózgu do pracy. Pierwsza minuta, druga, piąta. I nic, podejście numer jeden zawalone. Chwila przerwy i próba numer dwa, Pierwsza minuta, druga, trze... zaraz słyszę jakieś ciche stuki, to chyba dobry znak. Mocniej się skupiłam na tych cichych stukach, aby wyostrzyć ich dźwięk i zidentyfikować miejsce ich pochodzenia. Chyba gdzieś na dole coś się dzieje, coraz lepiej słychać, dobra chyba odzyskałam normalny słuch, cóż nie sądziłam że to co wcześniej było cichym stukiem, może być aż tak głośne, do jasnej anielki, nawet na naszych imprezach nie było tak głośno, moje uszy płaczą!
-...tsu!...Gr...ór...
Tsu? Gr? Ór? o co tu chodzi? To są jakieś imiona czy co? Dobra nie wnikam, nawet jak na imiona są dziwne. Chyba jednak wypadałoby zabrać się za wzrok. Dobra, podejście numer jed... Kiedy zrobiło się tak zimno?! Mimowolnie zatrzęsłam się z powodu zimnej temperatury. Gorąco?! Co to ma być?! Co oni ze mną robią?! Najpierw chcą mrożonkę zrobić, a potem gotują, niech się zdecydują co oni chcą zrobić! Znowu to zimno! Mam dość, zdecydujcie się w końcu!
- Gray, Natsu macie współpracować, a nie na zmianę ją zamrażać i gotować!
W duchu podziękowałam dziewczynie dzięki której skończyły się moje tortury, chociaż nadal mi nieco zimno.
- Erza! Nie będę pracować z tym gołodupcem!
Ach, więc dziewczyna ma na imię Erza, pasuje do silnej kobiety, ciekawe czy jest silna. Teraz to nieważne, ważne jest to... dlaczego ten chyba po mojej lewej nazwał tego drugiego gołodupcem?! Co on na golasa łazi?! Od kiedy gildia przyjmuje takich dziwnych ludzi?
- Co żeś powiedział zapałko?!
Super, czyli po lewej jest zapałka, a po prawej gołodupiec, a gdzieś z tyłu Erza.
- Co żeście powiedzieli?! Gray, Natsu?!
- Nic...
Aha, czyli zapałka i gołodupiec mają na imię Gray i Natsu, i są chyba rywalami, ale obydwoje boją się Erzy, dobra, lepiej spróbuje otworzyć te oczy zanim mnie jeszcze prądem porażą, wolę nie umrzeć drugi raz. Do jasnej anielki! Wykrakałam, aua wszystko mnie boli, jak oni mogli wpaść na tak durny pomysł jak porażenie mnie prądem?!
- Laxus! Co ty wyrabiasz?! Nie mamy jej ponownie zabijać!
Znaczy ten co mnie prądem poraził to Laxus, dobra przynajmniej już wiem komu się odwdzięczę gdy w końcu będę miała chwili spokoju, żeby móc się obudzić!
- No, myślałem że jak człowieka się porazi to wzrasta ta... jak jej tam było... a, adrenalina i myślałem że się obudzi...
Co on myślał?! Że jak mnie porazi, to się magicznie obudzę?! I kim był ten co tego całego Laxusa zganił? Czy to nie był przypadkiem głos który słyszałam w tamtej sali? Czyżby to był obecny mistrz? W ogóle gdzie są osoby które znam?! Przecież oni wiedzą że potrzebuje spokoju, aby móc się obudzić! Przecież nie mogło minąć aż tyle czasu!
- Ją trzeba ogrzać! - to była chyba ta cała zapałka, jak to on miał na imię... Nateru? Nie... Nares? Nie... Natsu? Tak, Natsu, kiedy się obudzę tego też skopię, tak samo jak tego drugiego jak to on tam miał?... Gras? Gray? Tak, chyba tak.
- Wcale nie zapałko, ją trzeba ochłodzić!
- Zamknij się gołodupcu! Erza ją trzeba ogrzać prawda?!
- Wcale nie piekarniku, Erza na pewno uważa że trzeba ją ochłodzić!
- Erza!
Do jasnej anielki! Moje uszy, chociaż jakby trochę popracować nad ich głosem to nawet wyszedłby fajny chórek. Ale na pewno trzeba by było popracować nad głośnością wydawanych przez nich odgłosów.
- Gray, Natsu...
Oho, chyba ktoś się zdenerwował, zaraz, czy mi się zdawało czy ja usłyszałam jak METAL uderza o coś twardego. Potem dwa zduszone jęki, chyba tego gołodupca i zapałki. Ale czy ta cała Erza cały czas chodzi w zbroi czy co?! Raczej mogę już jako tako ułożyć charakter Erzy. Jest silna, pewnie zapatrzona w siebie, jak to zwykle mają osoby silne, nie potrafi przyznać się do błędu. Na razie chyba mogę wystawić taką ocenę. Chyba ten cały Laxus i mistrz już wyszli z sali w której teraz leżałam, dobra, znaczy jak teraz się pospieszę to może zdążę się obudzić przed kolejną dawką tortur. Dobra, szybkie podejście. Chyba się jakiś cud zdarzył, już za pierwszy razem uchyliłam lekko powieki, no ale cóż, musiałam je od razu zamknąć z pewnego powodu, mianowicie... Za jasno! Niekontrolowanie wydałam z siebie bolesny jęk, jak mi się chciało pić! Błagam, dajcie mi coś do picia! No, ale najpierw trzeba oczy otworzyć. Dobra podejście numer dwa. Lekko uchyliłam powieki i zaraz je zamknęłam, i tak kilka razy zanim nie przyzwyczaiłam oczu do światła. W zastraszającym tempie wyostrzyłam wzrok, spoglądając na trzy postacie "zwisające" przede mną, najpewniej Natsu, Gray i Erza. Cóż co do jednego na pewno miałam rację, Erza nosiła zbroję. Chociaż nie to jest teraz ważne.
- Wo...dy...
Naprawdę zdziwiłam się słysząc swój głos, zachrypnięty jakby nie używany od wieków. To było naprawdę przerażające... Robią coś jednak cały czas się na mnie patrzą, na przykład Erza podaje prawie gołemu chłopakowi szklankę a ten napełnia ją lod... zaraz czy on jest GOŁY?! Dobra, już rozumiem czemu został nazwany gołodupcem. Dobra, wracając do szklanki została ona podana jakiemuś chłopakowi z różowymi włosami, znaczy jeśli tamten to ten gołodupiec to to musi była "zapałka". Więc na to wygląda że "zapałka" jest chyba smoczym zabójcą. Chcecie wiedzieć skąd to wiem... Mam dobry węch, potrafię wyczuć smoka na kilometr. A on ewidentnie miał w sobie coś ze smoka. No, ale wracając do szklanki, drugi chłopak roztopił lód i chciał podać mi ręki... Jak ja mam niby chwycić szklankę w rękę, jak nawet nie mogę ruszyć palcem?! Już chyba wiem kto był tak GENIALNY, aby mnie kopać tam na dole. Od mojego problemu uwolniła mnie Erza, wzięła od "zapałki" szklankę i delikatnie ją przechyliła wlewając do moich ust. Ciecz kojąco płynęła przez gardło, w końcu zniknęło to irytujące pragnienie. Nie miałam siły im odpowiadać, zamknęłam oczy i oddałam się w krainę Morfeusza, tym razem jednak nic nie czułam.
Na przodzie stał jakiś staruszek, najpewniej mistrz gildii. Ale zaraz co się stało z drugim mistrzem?
- Niemożliwe... Po tylu latach, po trzy...
Co miał na myśli? Po trzech latach, trzydziestu? Muszę to wiedzieć! I kim oni do jasnej anielki są?!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I kolejna moja niezwykła "zdolność". Wiadomo jest że gdy człowiek mdleje nic nie czuje, i inne taki pierdoły, prawda? Cóż, w moim przypadku jest inaczej... Może i nie słyszę wtedy i nie widzę, ale czuje co dzieje się z moim ciałem. Zabawne, prawda? Trochę tak jakby mózg zapomniał że trzeba też wyłączyć nerwy czucia, taaa, czasami naprawdę nie lubię tej "zdolności". Gdybym jej nie miała nie poczułabym jak jestem "lekko" kopnięta w ramię. Co ta osoba sobie myśli, co?! Sprawdza czy żyje?! Co on, nie wie że jak człowiek oddycha to jeszcze daleko mu do trupa?! Dobra, nieważne. Chociaż kolejna osoba okazała się bardziej kulturalna. Chociaż nie, przerzucenie mnie sobie przez ramię i niesienie jak worek ziemniaków można zaliczyć do kulturalnego zachowania? Chyba nie, ale okej, przynajmniej jak głupek nie sprawdza czy jeszcze żyję. Dobra lepiej skupię się na liczeniu przebytych stopni, z tego co pamiętam stopni było dwieście siedemdziesiąt jeden. Dobra no to zaczynam, jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem. Dobra dość, koniec, nudne to. Cóż, jedyne czego chcę się w tym momencie dowiedzieć to to gdzie są wszyscy z gildii. Szkoda że gdy jestem "nieprzytomna" nic nie słyszę. Może bym się czegoś ciekawego dowiedziała, ale nie, jak coś jest potrzebne to tego nie ma, a jak jest niepotrzebne to nic, dostajesz to w prezencie. Złośliwość rzeczy martwych, chociaż nie, mój organizm martwy nie jest. Chyba doszliśmy na górę, nie czuć już tego dziwnego kołysania gdy wchodzi się po schodach. A nie, zaraz, znów jest kołysanie, tyle że krótsze. Dobra, chyba gdzieś doszliśmy, poczułam jak jestem ściągana z ramienia niezidentyfikowanego osobnika i poczułam przyjemne zapadanie się w miękkim materacu. Jak dużo już czasu minęło od kiedy ostatnio leżałam w łóżku, moją skórę potarł jakiś cienki materiał, chyba kołdra, jeszcze ktoś poprawił mi poduszkę, a potem chyba zostawiono mnie w spokoju, no, i to się nazywa kulturalne zachowanie. Niby jestem taka potężna, co nie, ale jak trzeba się obudzić to nie, organizm uważa że potrzebuje więcej "snu", kiedy spałam już najpewniej ponad trzy lata, no ale okej, nie mnie oceniać tok myślenia mojego organizmu. Dobra, chyba pora spróbować się obudzić. Podejście numer jeden zmuszenia mózgu do pracy. Pierwsza minuta, druga, piąta. I nic, podejście numer jeden zawalone. Chwila przerwy i próba numer dwa, Pierwsza minuta, druga, trze... zaraz słyszę jakieś ciche stuki, to chyba dobry znak. Mocniej się skupiłam na tych cichych stukach, aby wyostrzyć ich dźwięk i zidentyfikować miejsce ich pochodzenia. Chyba gdzieś na dole coś się dzieje, coraz lepiej słychać, dobra chyba odzyskałam normalny słuch, cóż nie sądziłam że to co wcześniej było cichym stukiem, może być aż tak głośne, do jasnej anielki, nawet na naszych imprezach nie było tak głośno, moje uszy płaczą!
-...tsu!...Gr...ór...
Tsu? Gr? Ór? o co tu chodzi? To są jakieś imiona czy co? Dobra nie wnikam, nawet jak na imiona są dziwne. Chyba jednak wypadałoby zabrać się za wzrok. Dobra, podejście numer jed... Kiedy zrobiło się tak zimno?! Mimowolnie zatrzęsłam się z powodu zimnej temperatury. Gorąco?! Co to ma być?! Co oni ze mną robią?! Najpierw chcą mrożonkę zrobić, a potem gotują, niech się zdecydują co oni chcą zrobić! Znowu to zimno! Mam dość, zdecydujcie się w końcu!
- Gray, Natsu macie współpracować, a nie na zmianę ją zamrażać i gotować!
W duchu podziękowałam dziewczynie dzięki której skończyły się moje tortury, chociaż nadal mi nieco zimno.
- Erza! Nie będę pracować z tym gołodupcem!
Ach, więc dziewczyna ma na imię Erza, pasuje do silnej kobiety, ciekawe czy jest silna. Teraz to nieważne, ważne jest to... dlaczego ten chyba po mojej lewej nazwał tego drugiego gołodupcem?! Co on na golasa łazi?! Od kiedy gildia przyjmuje takich dziwnych ludzi?
- Co żeś powiedział zapałko?!
Super, czyli po lewej jest zapałka, a po prawej gołodupiec, a gdzieś z tyłu Erza.
- Co żeście powiedzieli?! Gray, Natsu?!
- Nic...
Aha, czyli zapałka i gołodupiec mają na imię Gray i Natsu, i są chyba rywalami, ale obydwoje boją się Erzy, dobra, lepiej spróbuje otworzyć te oczy zanim mnie jeszcze prądem porażą, wolę nie umrzeć drugi raz. Do jasnej anielki! Wykrakałam, aua wszystko mnie boli, jak oni mogli wpaść na tak durny pomysł jak porażenie mnie prądem?!
- Laxus! Co ty wyrabiasz?! Nie mamy jej ponownie zabijać!
Znaczy ten co mnie prądem poraził to Laxus, dobra przynajmniej już wiem komu się odwdzięczę gdy w końcu będę miała chwili spokoju, żeby móc się obudzić!
- No, myślałem że jak człowieka się porazi to wzrasta ta... jak jej tam było... a, adrenalina i myślałem że się obudzi...
Co on myślał?! Że jak mnie porazi, to się magicznie obudzę?! I kim był ten co tego całego Laxusa zganił? Czy to nie był przypadkiem głos który słyszałam w tamtej sali? Czyżby to był obecny mistrz? W ogóle gdzie są osoby które znam?! Przecież oni wiedzą że potrzebuje spokoju, aby móc się obudzić! Przecież nie mogło minąć aż tyle czasu!
- Ją trzeba ogrzać! - to była chyba ta cała zapałka, jak to on miał na imię... Nateru? Nie... Nares? Nie... Natsu? Tak, Natsu, kiedy się obudzę tego też skopię, tak samo jak tego drugiego jak to on tam miał?... Gras? Gray? Tak, chyba tak.
- Wcale nie zapałko, ją trzeba ochłodzić!
- Zamknij się gołodupcu! Erza ją trzeba ogrzać prawda?!
- Wcale nie piekarniku, Erza na pewno uważa że trzeba ją ochłodzić!
- Erza!
Do jasnej anielki! Moje uszy, chociaż jakby trochę popracować nad ich głosem to nawet wyszedłby fajny chórek. Ale na pewno trzeba by było popracować nad głośnością wydawanych przez nich odgłosów.
- Gray, Natsu...
Oho, chyba ktoś się zdenerwował, zaraz, czy mi się zdawało czy ja usłyszałam jak METAL uderza o coś twardego. Potem dwa zduszone jęki, chyba tego gołodupca i zapałki. Ale czy ta cała Erza cały czas chodzi w zbroi czy co?! Raczej mogę już jako tako ułożyć charakter Erzy. Jest silna, pewnie zapatrzona w siebie, jak to zwykle mają osoby silne, nie potrafi przyznać się do błędu. Na razie chyba mogę wystawić taką ocenę. Chyba ten cały Laxus i mistrz już wyszli z sali w której teraz leżałam, dobra, znaczy jak teraz się pospieszę to może zdążę się obudzić przed kolejną dawką tortur. Dobra, szybkie podejście. Chyba się jakiś cud zdarzył, już za pierwszy razem uchyliłam lekko powieki, no ale cóż, musiałam je od razu zamknąć z pewnego powodu, mianowicie... Za jasno! Niekontrolowanie wydałam z siebie bolesny jęk, jak mi się chciało pić! Błagam, dajcie mi coś do picia! No, ale najpierw trzeba oczy otworzyć. Dobra podejście numer dwa. Lekko uchyliłam powieki i zaraz je zamknęłam, i tak kilka razy zanim nie przyzwyczaiłam oczu do światła. W zastraszającym tempie wyostrzyłam wzrok, spoglądając na trzy postacie "zwisające" przede mną, najpewniej Natsu, Gray i Erza. Cóż co do jednego na pewno miałam rację, Erza nosiła zbroję. Chociaż nie to jest teraz ważne.
- Wo...dy...
Naprawdę zdziwiłam się słysząc swój głos, zachrypnięty jakby nie używany od wieków. To było naprawdę przerażające... Robią coś jednak cały czas się na mnie patrzą, na przykład Erza podaje prawie gołemu chłopakowi szklankę a ten napełnia ją lod... zaraz czy on jest GOŁY?! Dobra, już rozumiem czemu został nazwany gołodupcem. Dobra, wracając do szklanki została ona podana jakiemuś chłopakowi z różowymi włosami, znaczy jeśli tamten to ten gołodupiec to to musi była "zapałka". Więc na to wygląda że "zapałka" jest chyba smoczym zabójcą. Chcecie wiedzieć skąd to wiem... Mam dobry węch, potrafię wyczuć smoka na kilometr. A on ewidentnie miał w sobie coś ze smoka. No, ale wracając do szklanki, drugi chłopak roztopił lód i chciał podać mi ręki... Jak ja mam niby chwycić szklankę w rękę, jak nawet nie mogę ruszyć palcem?! Już chyba wiem kto był tak GENIALNY, aby mnie kopać tam na dole. Od mojego problemu uwolniła mnie Erza, wzięła od "zapałki" szklankę i delikatnie ją przechyliła wlewając do moich ust. Ciecz kojąco płynęła przez gardło, w końcu zniknęło to irytujące pragnienie. Nie miałam siły im odpowiadać, zamknęłam oczy i oddałam się w krainę Morfeusza, tym razem jednak nic nie czułam.
Rozdział 3 - Przebudzenie
Hejka, pragnę jedynie poinformować że w połowie rozdziału narracja z trzecioosobowej, zmienia się na narrację pierwszoosobową, czyli na narrację z perspektywy Ayako :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W poprzednim rozdziale
Gdy wszyscy w skupieniu czytali książki, w piwnicach Fairy Tail, na kapsule pojawiały się kolejne delikatne rysy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszy wstrząs.
Zaspani członkowie gildii z trudem podnieśli głowy, zdezorientowani patrząc dookoła siebie, nie będąc pewni co się właśnie wydarzyło. Ognisty smoczy zabójca już chciał się odezwać gdy...
Drugi wstrząs.
Niektórzy poderwali się z krzeseł i niepewnie rozglądali się dookoła siebie, próbując zidentyfikować źródło dźwięku. Spojrzeli po sobie, już mieli ruszyć do wyjścia, by sprawdzić czy coś się na zewnątrz nie dzieje, gdy...
Trzeci wstrząs.
Tym razem wyraźnie poczuli. Wstrząsy miały źródło dokładnie pod gildią, Rozejrzeli się zdezorientowani, już zaczynały się szepty i głośniejsze rozmowy, gdy...
Wybuch.
Cała gildia mocno się zatrzęsła, a rozmowy ucichły, by znów przybrać na sile. Jedynie mistrz nie odzywał się tylko stał na blacie baru, z zamyśleniem spoglądając w pustą przestrzeń. W końcu rozmowy ucichły i wszyscy pytająco patrzyli na Makarov'a, który nie patrząc na członków gildii, zaczął coś mamrotać pod nosem. Ze zniecierpliwieniem patrzyli na mistrza, który po chwili wyglądał na naprawdę zaskoczonego. Chcieli już zapytać co się stało, jednak usłyszeli tylko jedno słowo, "niemożliwe", zaraz potem Makarov szybko ruszył w stronę drzwi i zbiegł po schodach. Reszta gildii bez słowa podążyła za ich mistrzem. By po chwili stanąć przed drzwiami, które po chwili zostały otworzone, ukazując... rozbitą kapsułę.
=Ayako=
W końcu poczułam lekkie drżenie, w końcu udało mi się choć trochę naruszyć ten kryształ. Ile to już czasu minęło od kiedy zostałam w nim umieszczona? Rok? Może dwa? Nie wiem, przestałam odliczać czas po tygodniu, najzwyklej w świecie mnie to znudziło. Chociaż trochę tego żałuje, przez to nie mogę się teraz zorientować który jest rok, lub ile byłam zamknięta w tym krysztale. A co jeśli minęło ponad pięćdziesiąt lat? Co jeśli dla tych których stoczyłam bój ze śmiercią, już dawno nie żyją? Kolejne drżenie, tym razem mocniejsze. Co jeśli powrócę i nie będę miała kogo ochraniać? Co jeśli wszyscy umarli? Co jeśli świat opanowała Acnologia. Nie, nie mogę tak myśleć. Ludzie których zapamiętałam byli silni, i fizycznie i psychicznie, nie poddaliby się po jednej porażce. Kolejne drżenie, jak dotąd najsilniejsze. Jak tylko się stąd uwolnię znów zobaczę ich szczęśliwych i ich uśmiechnięte twarze. Tak, na pewno. Znowu urządzimy tak sławną imprezę godną miana gildii Fairy Tail, a później znów dostaniemy naganę od mieszkańców że jesteśmy za głośno. Chociaż i tak nigdy się tym nie przejmowaliśmy, często wtedy było jeszcze głośniej, ale to taki szczegół. Uśmiechnęłam się w duchu. Tak za chwilę znów powrócę i będzie tak jak dawniej, na pewno. Poczułam delikatny podmuch wiatru i słyszałam jak kapsuła powoli ulega samozniszczeniu. Potem był już tylko wielki wybuch, a ja poczułam na swojej skórze zimne powietrze. Wielkimi haustami łapałam powietrze, jakbym przez długi czas nie miała do niego dostępu, co tak naprawdę było prawdą. Upadłam na kolana gdy moje stopy dotknęły zimnego podłoża. Więc chyba będę musiała później rozprostować swoje mięśnie. Z trudem próbowałam podnieść się na nogi, jednak znów się przewróciłam, tym razem jednak na lewe ramię. Jęknęłam cicho, dopiero wtedy poczułam jak bardzo chce mi się pić. Mam nadzieję że ktoś tam do góry słyszał jak się uwolniłam, raczej sama nie wejdę po schodach, nie mówiąc już o normalnym staniu, a co dopiero chodzeniu. Wzięłam większy wdech, oparłam dłonie na posadce i znów próbowałam się podnieść. Poczułam tylko jak ręce mi miękną i z jękiem ląduje na podłodze. Prawie w tym samym momencie usłyszałam kroki na schodach. Dzięki Bogu, już się bałam że będę musiała sama wchodzić po tych schodach. Zauważyłam że mój wzrok stał się lekko zamglony. Zaraz miałam zemdleć. Serio?! W takim momencie?! Mój organizm chyba naprawdę mnie nienawidzi. Zanim jeszcze odpłynęłam w ciemność drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłam członków gildii, jednak coś było nie tak... Nie poznawałam ich, gdyby nie mieli znaków gildii nigdy bym się nie dowiedziała że są z Fairy Tail. Nie dojrzałam żadnej znajomej twarzy, co mnie nie co zmartwiło. Na przodzie stał jakiś staruszek, najpewniej mistrz gildii. Ale zaraz co się stało z drugim mistrzem?
- Niemożliwe... Po tylu latach, po trzy...
Co miał na myśli? Po trzech latach, trzydziestu? Muszę to wiedzieć! I kim oni do jasnej anielki są?!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W poprzednim rozdziale
Gdy wszyscy w skupieniu czytali książki, w piwnicach Fairy Tail, na kapsule pojawiały się kolejne delikatne rysy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszy wstrząs.
Zaspani członkowie gildii z trudem podnieśli głowy, zdezorientowani patrząc dookoła siebie, nie będąc pewni co się właśnie wydarzyło. Ognisty smoczy zabójca już chciał się odezwać gdy...
Drugi wstrząs.
Niektórzy poderwali się z krzeseł i niepewnie rozglądali się dookoła siebie, próbując zidentyfikować źródło dźwięku. Spojrzeli po sobie, już mieli ruszyć do wyjścia, by sprawdzić czy coś się na zewnątrz nie dzieje, gdy...
Trzeci wstrząs.
Tym razem wyraźnie poczuli. Wstrząsy miały źródło dokładnie pod gildią, Rozejrzeli się zdezorientowani, już zaczynały się szepty i głośniejsze rozmowy, gdy...
Wybuch.
Cała gildia mocno się zatrzęsła, a rozmowy ucichły, by znów przybrać na sile. Jedynie mistrz nie odzywał się tylko stał na blacie baru, z zamyśleniem spoglądając w pustą przestrzeń. W końcu rozmowy ucichły i wszyscy pytająco patrzyli na Makarov'a, który nie patrząc na członków gildii, zaczął coś mamrotać pod nosem. Ze zniecierpliwieniem patrzyli na mistrza, który po chwili wyglądał na naprawdę zaskoczonego. Chcieli już zapytać co się stało, jednak usłyszeli tylko jedno słowo, "niemożliwe", zaraz potem Makarov szybko ruszył w stronę drzwi i zbiegł po schodach. Reszta gildii bez słowa podążyła za ich mistrzem. By po chwili stanąć przed drzwiami, które po chwili zostały otworzone, ukazując... rozbitą kapsułę.
=Ayako=
W końcu poczułam lekkie drżenie, w końcu udało mi się choć trochę naruszyć ten kryształ. Ile to już czasu minęło od kiedy zostałam w nim umieszczona? Rok? Może dwa? Nie wiem, przestałam odliczać czas po tygodniu, najzwyklej w świecie mnie to znudziło. Chociaż trochę tego żałuje, przez to nie mogę się teraz zorientować który jest rok, lub ile byłam zamknięta w tym krysztale. A co jeśli minęło ponad pięćdziesiąt lat? Co jeśli dla tych których stoczyłam bój ze śmiercią, już dawno nie żyją? Kolejne drżenie, tym razem mocniejsze. Co jeśli powrócę i nie będę miała kogo ochraniać? Co jeśli wszyscy umarli? Co jeśli świat opanowała Acnologia. Nie, nie mogę tak myśleć. Ludzie których zapamiętałam byli silni, i fizycznie i psychicznie, nie poddaliby się po jednej porażce. Kolejne drżenie, jak dotąd najsilniejsze. Jak tylko się stąd uwolnię znów zobaczę ich szczęśliwych i ich uśmiechnięte twarze. Tak, na pewno. Znowu urządzimy tak sławną imprezę godną miana gildii Fairy Tail, a później znów dostaniemy naganę od mieszkańców że jesteśmy za głośno. Chociaż i tak nigdy się tym nie przejmowaliśmy, często wtedy było jeszcze głośniej, ale to taki szczegół. Uśmiechnęłam się w duchu. Tak za chwilę znów powrócę i będzie tak jak dawniej, na pewno. Poczułam delikatny podmuch wiatru i słyszałam jak kapsuła powoli ulega samozniszczeniu. Potem był już tylko wielki wybuch, a ja poczułam na swojej skórze zimne powietrze. Wielkimi haustami łapałam powietrze, jakbym przez długi czas nie miała do niego dostępu, co tak naprawdę było prawdą. Upadłam na kolana gdy moje stopy dotknęły zimnego podłoża. Więc chyba będę musiała później rozprostować swoje mięśnie. Z trudem próbowałam podnieść się na nogi, jednak znów się przewróciłam, tym razem jednak na lewe ramię. Jęknęłam cicho, dopiero wtedy poczułam jak bardzo chce mi się pić. Mam nadzieję że ktoś tam do góry słyszał jak się uwolniłam, raczej sama nie wejdę po schodach, nie mówiąc już o normalnym staniu, a co dopiero chodzeniu. Wzięłam większy wdech, oparłam dłonie na posadce i znów próbowałam się podnieść. Poczułam tylko jak ręce mi miękną i z jękiem ląduje na podłodze. Prawie w tym samym momencie usłyszałam kroki na schodach. Dzięki Bogu, już się bałam że będę musiała sama wchodzić po tych schodach. Zauważyłam że mój wzrok stał się lekko zamglony. Zaraz miałam zemdleć. Serio?! W takim momencie?! Mój organizm chyba naprawdę mnie nienawidzi. Zanim jeszcze odpłynęłam w ciemność drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłam członków gildii, jednak coś było nie tak... Nie poznawałam ich, gdyby nie mieli znaków gildii nigdy bym się nie dowiedziała że są z Fairy Tail. Nie dojrzałam żadnej znajomej twarzy, co mnie nie co zmartwiło. Na przodzie stał jakiś staruszek, najpewniej mistrz gildii. Ale zaraz co się stało z drugim mistrzem?
- Niemożliwe... Po tylu latach, po trzy...
Co miał na myśli? Po trzech latach, trzydziestu? Muszę to wiedzieć! I kim oni do jasnej anielki są?!
poniedziałek, 30 maja 2016
Rozdział 2
W poprzednim rozdziale
na środku pokoju stała kryształowa kapsuła, a w niej na oko dwudziestoletnia dziewczyna. Granatowe włosy sięgały do połowy pleców, oczy były zamknięte, na sobie miała białą sukienkę na ramiączkach sięgającą jej do kolan, w niektórych miejscach nadpaloną lub porozrywaną.
- To jest Ayako Nanase, ta która przezwyciężyła śmierć.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wszyscy zszokowani wpatrywali się w śpiącą dziewczynę. Każdy odczuwał inne emocje. Niektórzy złość na Acnologię, smutek lub współczucie. Po chwili ciszy Gray się odezwał:
- Znaczy że nasze życie, zależy od dziewczyny która od trzystu lat śpi?!
Jego podwyższony ton głosu echem rozniósł się po sali, jednak nie otrzymał odpowiedzi, a jedynie kiwnięcie głową przez mistrza, który po chwili ciszy w końcu się odezwał.
- Wracajmy na górę, przyglądanie się jej, nic nie zmieni, nie przyspieszymy jej powrotu do zdrowia.
- Emm.. Przepraszam, a może ja bym mogła ją uleczyć?
- Przykro mi Wendy, ale nie, musielibyśmy zniszczyć kapsułę, w której się znajduje, a nie wiemy jakby to na nią podziałało, według zaklęcia, kapsuła podda się autodestrukcji gdy osoba w środku uleczy wszystkie swoje rany.
Nim Makarov się zorientował co się dzieje, koło niego przebiegł Natsu, zapalając swoją pięść, celował w sam środek kapsuły. Z całą swoją siłą uderzył w nią. Po chwili chłopak wbił się w ścianę, przez pole ochronne które odepchnęło go, gdy próbował zniszczyć kapsułę.
- No, i zapomniałem wspomnieć, że kapsuła jest otoczona polem ochronnym.
Chłopak tylko oskarżycielsko spojrzał na Makarov'a, wycierając dłonią stróżkę krwi z brody. Przerażona Wendy od razu znalazła się przy Natsu i zaczęła leczyć jego rękę, która najmocniej była zraniona. Erza nie skomentowała jego lekkomyślnego zachowania, jedynie zrezygnowana westchnęła, po czym spojrzała na dziewczynę w krysztale, a później na Levy.
- Levy - zaczęła skupiając uwagę dziewczyny na sobie. - nie ma może w książkach czegoś jak zniszczyć taką kapsułę, będąc pewnym że nic się nie stanie osobie w środku?
- Nie wiem... Nigdy nawet nie słyszałam o takim zaklęciu, ale postaram się coś znaleźć!
- A my ci pomożemy! - Wykrzyknęli Jet i Droy.
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i pobiegła na schody, dodając jeszcze że od razu weźmie się do pracy.
- Czekaj, też ci pomogę Levy-chan!
I po chwili także Lucy zniknęła na schodach. Nie minęło dużo czasu, gdy Wendy skończyła uleczać Natsu, a ten znowu wstał na nogi, i znów spróbował zaatakować kapsułę, tym razem jednak został powstrzymany przez powiększoną dłoń mistrza, która wgniotła go w podłogę. Po chwili jego ręka znów osiągnęła normalne rozmiary, a obolały chłopak wstał z podłogi.
- Nie próbuj nawet znów tego rozwalać, Natsu.
- Ale, mistrzu! Jestem silny, przetrwam wszystko! - śmiech Natsu rozniósł się echem po sali. - Ale się napaliłem!
Jego dłonie znów pokrył ogień, jednak zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch, znów został wgnieciony w podłogę.
- Nie chodzi tu tylko o to czy jesteś silny. Nie wiemy jak ona zareaguje gdy zniszczymy na siłę kapsułę, może nawet umrzeć. Chcesz mieć na sumieniu niewinną dziewczynę.
Chłopak nie odpowiedział, jednak potulnie usiadł na ziemi i zaczął coś mamrotać pod nosem. W końcu Makarov wygonił wszystkich na górę, a sam jeszcze chwilę patrzył na dziewczynę.
- Mam nadzieję że obudzisz się na czas, Ayako Nanase. - szepnął pod nosem i zaczął wchodzić po schodach na górę, nie zauważył jednak pojawienia się małej, lekko niewidocznej rysy.
Gdy Makarov był już prawie przy drzwiach, słyszał już kolejną kłótnie Natsu i Gray'a, a po chwili wszystko ucichło, co znaczyło że Erza interweniowała. Gdy w końcu był już na górze, zobaczył niecodzienny widok, a dokładniej Tytania zdołała zagonić ognistego i lodowego maga do czytania książek, chociaż gdy nieco dokładniej się przyjrzał, zobaczył zdeterminowanie na ich twarzach, tak samo jak u innych członków gildii. Natomiast Erza miała koło siebie najwięcej ksiąg, i jak najszybciej je czytała. Pomimo, że wszyscy słyszeli że jeżeli Ayako się w najbliższym czasie nie obudzi, zginą wszyscy, jednak to ona widziała ich martwe ciała i puste oczy bez życia. Po kilku godzinach wszyscy zaczęli już powoli przysypiać, a niektórzy po prostu zasnęli nic sobie nie robiąc z głośnych wrzasków Tytanii. Gdy Erza znów miała uderzyć Natsu i Gray'a z biblioteki wyszły Levi i Lucy, obładowane książkami, rzuciły to wszystko na jeden z wolnych stołów, dodając jedynie że trzeba przeczytać jeszcze to, i na powrót zamknęły się w bibliotece.
Gdy zbliżał się wieczór z misji wrócił Laxus, który był zdezorientowany zachowaniem gildii, jednak bez żadnych wyjaśnień został zagoniony do czytania.
Gdy wszyscy w skupieniu czytali książki, w piwnicach Fairy Tail, na kapsule pojawiały się kolejne delikatne rysy.
na środku pokoju stała kryształowa kapsuła, a w niej na oko dwudziestoletnia dziewczyna. Granatowe włosy sięgały do połowy pleców, oczy były zamknięte, na sobie miała białą sukienkę na ramiączkach sięgającą jej do kolan, w niektórych miejscach nadpaloną lub porozrywaną.
- To jest Ayako Nanase, ta która przezwyciężyła śmierć.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wszyscy zszokowani wpatrywali się w śpiącą dziewczynę. Każdy odczuwał inne emocje. Niektórzy złość na Acnologię, smutek lub współczucie. Po chwili ciszy Gray się odezwał:
- Znaczy że nasze życie, zależy od dziewczyny która od trzystu lat śpi?!
Jego podwyższony ton głosu echem rozniósł się po sali, jednak nie otrzymał odpowiedzi, a jedynie kiwnięcie głową przez mistrza, który po chwili ciszy w końcu się odezwał.
- Wracajmy na górę, przyglądanie się jej, nic nie zmieni, nie przyspieszymy jej powrotu do zdrowia.
- Emm.. Przepraszam, a może ja bym mogła ją uleczyć?
- Przykro mi Wendy, ale nie, musielibyśmy zniszczyć kapsułę, w której się znajduje, a nie wiemy jakby to na nią podziałało, według zaklęcia, kapsuła podda się autodestrukcji gdy osoba w środku uleczy wszystkie swoje rany.
Nim Makarov się zorientował co się dzieje, koło niego przebiegł Natsu, zapalając swoją pięść, celował w sam środek kapsuły. Z całą swoją siłą uderzył w nią. Po chwili chłopak wbił się w ścianę, przez pole ochronne które odepchnęło go, gdy próbował zniszczyć kapsułę.
- No, i zapomniałem wspomnieć, że kapsuła jest otoczona polem ochronnym.
Chłopak tylko oskarżycielsko spojrzał na Makarov'a, wycierając dłonią stróżkę krwi z brody. Przerażona Wendy od razu znalazła się przy Natsu i zaczęła leczyć jego rękę, która najmocniej była zraniona. Erza nie skomentowała jego lekkomyślnego zachowania, jedynie zrezygnowana westchnęła, po czym spojrzała na dziewczynę w krysztale, a później na Levy.
- Levy - zaczęła skupiając uwagę dziewczyny na sobie. - nie ma może w książkach czegoś jak zniszczyć taką kapsułę, będąc pewnym że nic się nie stanie osobie w środku?
- Nie wiem... Nigdy nawet nie słyszałam o takim zaklęciu, ale postaram się coś znaleźć!
- A my ci pomożemy! - Wykrzyknęli Jet i Droy.
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i pobiegła na schody, dodając jeszcze że od razu weźmie się do pracy.
- Czekaj, też ci pomogę Levy-chan!
I po chwili także Lucy zniknęła na schodach. Nie minęło dużo czasu, gdy Wendy skończyła uleczać Natsu, a ten znowu wstał na nogi, i znów spróbował zaatakować kapsułę, tym razem jednak został powstrzymany przez powiększoną dłoń mistrza, która wgniotła go w podłogę. Po chwili jego ręka znów osiągnęła normalne rozmiary, a obolały chłopak wstał z podłogi.
- Nie próbuj nawet znów tego rozwalać, Natsu.
- Ale, mistrzu! Jestem silny, przetrwam wszystko! - śmiech Natsu rozniósł się echem po sali. - Ale się napaliłem!
Jego dłonie znów pokrył ogień, jednak zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch, znów został wgnieciony w podłogę.
- Nie chodzi tu tylko o to czy jesteś silny. Nie wiemy jak ona zareaguje gdy zniszczymy na siłę kapsułę, może nawet umrzeć. Chcesz mieć na sumieniu niewinną dziewczynę.
Chłopak nie odpowiedział, jednak potulnie usiadł na ziemi i zaczął coś mamrotać pod nosem. W końcu Makarov wygonił wszystkich na górę, a sam jeszcze chwilę patrzył na dziewczynę.
- Mam nadzieję że obudzisz się na czas, Ayako Nanase. - szepnął pod nosem i zaczął wchodzić po schodach na górę, nie zauważył jednak pojawienia się małej, lekko niewidocznej rysy.
Gdy Makarov był już prawie przy drzwiach, słyszał już kolejną kłótnie Natsu i Gray'a, a po chwili wszystko ucichło, co znaczyło że Erza interweniowała. Gdy w końcu był już na górze, zobaczył niecodzienny widok, a dokładniej Tytania zdołała zagonić ognistego i lodowego maga do czytania książek, chociaż gdy nieco dokładniej się przyjrzał, zobaczył zdeterminowanie na ich twarzach, tak samo jak u innych członków gildii. Natomiast Erza miała koło siebie najwięcej ksiąg, i jak najszybciej je czytała. Pomimo, że wszyscy słyszeli że jeżeli Ayako się w najbliższym czasie nie obudzi, zginą wszyscy, jednak to ona widziała ich martwe ciała i puste oczy bez życia. Po kilku godzinach wszyscy zaczęli już powoli przysypiać, a niektórzy po prostu zasnęli nic sobie nie robiąc z głośnych wrzasków Tytanii. Gdy Erza znów miała uderzyć Natsu i Gray'a z biblioteki wyszły Levi i Lucy, obładowane książkami, rzuciły to wszystko na jeden z wolnych stołów, dodając jedynie że trzeba przeczytać jeszcze to, i na powrót zamknęły się w bibliotece.
Gdy zbliżał się wieczór z misji wrócił Laxus, który był zdezorientowany zachowaniem gildii, jednak bez żadnych wyjaśnień został zagoniony do czytania.
Gdy wszyscy w skupieniu czytali książki, w piwnicach Fairy Tail, na kapsule pojawiały się kolejne delikatne rysy.
niedziela, 29 maja 2016
Rozdział 1 - Ayako Nanase
W poprzednim rozdziale
- Kim jest ta, która przezwyciężyła śmierć?
W budynku zapanowało milczenie gdy kufel piwa które trzymał mistrz z łoskotem upadł na drewnianą podłogę, wszyscy patrzyli zdziwieni na zmartwioną twarz mistrza, który po chwili zamknął oczy.
- Skąd o niej wiesz, Erzo?
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Czyli ona naprawdę istnieje? - widząc naglący wzrok mistrza kontynuowała. - Dzisiaj w nocy spotkałam Lokiego, Boga konfliktów, pokazał mi on przyszłość która nas czeka, wszyscy byli... martwi. - Wzięła większy wdech i spojrzała na zmartwioną twarz mistrza. - Powiedział, że jedyna która może to powstrzymać to ta która przezwyciężyła śmierć.
Makarov nie odezwał się przez pewien czas, po chwili spuścił wzrok na podłogę, przez chwilę zastanawiał się, po czym zaczął:
- Tą która przezwyciężyła śmierć jest Ayako Nanase.
- Ayako Nanase? Co to za jedna? - Mistrz nie odpowiedział, jedynie rzucił Natsu ostrzegawcze spojrzenie.
- Jej historia rozpoczyna się około trzysta lat temu, historia ta jest przekazywana od mistrza do mistrza, od wielu pokoleń. Gdy była jeszcze dzieckiem, jej wioskę zaatakowała Acnologia. Jako jedyna wtedy przeżyła, przez wiele tygodni błąkała się po lesie, po pewnym czasie przygarnął ją smok. Levia. Każdego dnia wytrwale uczyła się zapomnianej magii. Gdy była w połowie treningu Levia niespodziewanie przyspieszył jej naukę, jednak nigdy nie wyjawił dlaczego. W ten sposób, po zaledwie roku została wodną smoczą zabójczynią, została zmuszona przez swojego smoka, aby go zabiła. Wtedy też użył przejęcia umysłu pierwszy i ostatni raz. Ayako przez wiele miesięcy, podróżowała od miasta do miasta, nie mogąc się pogodzić ze śmiercią smoka. Po prawie dwóch latach po tym wydarzeniu trafiła do Magnolii, po wielu namowach dołączyła do Fairy Tail. Wtedy też ponownie "odżyła", jednak jej szczęście nie trwało długo, po zaledwie trzech miesiącach od jej dołączenia do gildii ponownie zaatakowała Acnologia, nie Magnolię ale inne miasto, jak później się okazało było to małe miasteczko, w którym żyła siostra Ayako, obie myślały że ta druga zginęła przy pierwszym ataku Acnologii. Tym razem jednak jej siostra nie przeżyła. Tym razem jednak Ayako nie poddała się tylko poprzysięgła zemstę. Tydzień później po prostu zostawiła list członkom gildii że wyrusza na pewien czas i nie wie kiedy wróci. Wyruszyła wtedy na poszukiwanie Acnologii. Znalazła go po niecałym roku, stoczyła z nim zażarty bój. Jednak zdołała jedynie nadszarpnąć skrzydło bestii. Przez kolejne trzy miesiące przechodziła kurację, aby znów mogła stanąć na nogach. Po wyleczeniu wróciła do gildii i zaczęła trenować, aby móc pokonać smoka. Po niecałych pięciu miesiącach Acnologia w ramach zemsty za skrzydło zaatakował Magnolię. Członkowie gildii stanęli do walki, jednak nie byli w stanie choćby zadrapać potężnej istoty, Ayako dopiero co zakończyła próbę stworzenia jeszcze silniejszego ataku, więc nie miała sporo energii. Podczas tamtej tragedii ostała się tylko garstka magów. Większość zginęła, w tym Ayako. Jednak jej wola życia była tak silna, tak samo jak i wola zemsty że stanęła do walki z samym Bogiem Śmierci i zwyciężyła, powróciła do życia, jednak jej rany były tak poważne, że została umieszczona w kryształowej kapsule, żeby jej rany się zagoiły. Od tego czasu minęło prawie że trzysta lat, a jej rany wciąż się goją, aby mogła powrócić i wypełnić swą zemstę.
Mistrz zakończył opowieść, po czym spojrzał na zszokowane miny członków gildii. Bez słowa zeskoczył z baru i podszedł do drewnianych drzwi, które zostały niegdyś zamknięte przez mistrza, żeby żaden członek gildii nie mógł tamtędy przejść. Ruchem ręki Makarov dał znak, żeby za nim poszli. Bez szemrania udali się za swoim mistrzem, krętymi schodami w dół. Jedyne co dawało choć trochę światła, były zapalone pochodnie, porozstawiane na ścianach. Po około trzydziestu minutach zeszli na sam dół. To pomieszczenie było najjaśniejsze, a na środku pokoju stała kryształowa kapsuła, a w niej na oko dwudziestoletnia dziewczyna. Granatowe włosy sięgały do połowy pleców, oczy były zamknięte, na sobie miała białą sukienkę na ramiączkach sięgającą jej do kolan, w niektórych miejscach nadpaloną lub porozrywaną.
- To jest Ayako Nanase, ta która przezwyciężyła śmierć.
- Kim jest ta, która przezwyciężyła śmierć?
W budynku zapanowało milczenie gdy kufel piwa które trzymał mistrz z łoskotem upadł na drewnianą podłogę, wszyscy patrzyli zdziwieni na zmartwioną twarz mistrza, który po chwili zamknął oczy.
- Skąd o niej wiesz, Erzo?
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Czyli ona naprawdę istnieje? - widząc naglący wzrok mistrza kontynuowała. - Dzisiaj w nocy spotkałam Lokiego, Boga konfliktów, pokazał mi on przyszłość która nas czeka, wszyscy byli... martwi. - Wzięła większy wdech i spojrzała na zmartwioną twarz mistrza. - Powiedział, że jedyna która może to powstrzymać to ta która przezwyciężyła śmierć.
Makarov nie odezwał się przez pewien czas, po chwili spuścił wzrok na podłogę, przez chwilę zastanawiał się, po czym zaczął:
- Tą która przezwyciężyła śmierć jest Ayako Nanase.
- Ayako Nanase? Co to za jedna? - Mistrz nie odpowiedział, jedynie rzucił Natsu ostrzegawcze spojrzenie.
- Jej historia rozpoczyna się około trzysta lat temu, historia ta jest przekazywana od mistrza do mistrza, od wielu pokoleń. Gdy była jeszcze dzieckiem, jej wioskę zaatakowała Acnologia. Jako jedyna wtedy przeżyła, przez wiele tygodni błąkała się po lesie, po pewnym czasie przygarnął ją smok. Levia. Każdego dnia wytrwale uczyła się zapomnianej magii. Gdy była w połowie treningu Levia niespodziewanie przyspieszył jej naukę, jednak nigdy nie wyjawił dlaczego. W ten sposób, po zaledwie roku została wodną smoczą zabójczynią, została zmuszona przez swojego smoka, aby go zabiła. Wtedy też użył przejęcia umysłu pierwszy i ostatni raz. Ayako przez wiele miesięcy, podróżowała od miasta do miasta, nie mogąc się pogodzić ze śmiercią smoka. Po prawie dwóch latach po tym wydarzeniu trafiła do Magnolii, po wielu namowach dołączyła do Fairy Tail. Wtedy też ponownie "odżyła", jednak jej szczęście nie trwało długo, po zaledwie trzech miesiącach od jej dołączenia do gildii ponownie zaatakowała Acnologia, nie Magnolię ale inne miasto, jak później się okazało było to małe miasteczko, w którym żyła siostra Ayako, obie myślały że ta druga zginęła przy pierwszym ataku Acnologii. Tym razem jednak jej siostra nie przeżyła. Tym razem jednak Ayako nie poddała się tylko poprzysięgła zemstę. Tydzień później po prostu zostawiła list członkom gildii że wyrusza na pewien czas i nie wie kiedy wróci. Wyruszyła wtedy na poszukiwanie Acnologii. Znalazła go po niecałym roku, stoczyła z nim zażarty bój. Jednak zdołała jedynie nadszarpnąć skrzydło bestii. Przez kolejne trzy miesiące przechodziła kurację, aby znów mogła stanąć na nogach. Po wyleczeniu wróciła do gildii i zaczęła trenować, aby móc pokonać smoka. Po niecałych pięciu miesiącach Acnologia w ramach zemsty za skrzydło zaatakował Magnolię. Członkowie gildii stanęli do walki, jednak nie byli w stanie choćby zadrapać potężnej istoty, Ayako dopiero co zakończyła próbę stworzenia jeszcze silniejszego ataku, więc nie miała sporo energii. Podczas tamtej tragedii ostała się tylko garstka magów. Większość zginęła, w tym Ayako. Jednak jej wola życia była tak silna, tak samo jak i wola zemsty że stanęła do walki z samym Bogiem Śmierci i zwyciężyła, powróciła do życia, jednak jej rany były tak poważne, że została umieszczona w kryształowej kapsule, żeby jej rany się zagoiły. Od tego czasu minęło prawie że trzysta lat, a jej rany wciąż się goją, aby mogła powrócić i wypełnić swą zemstę.
Mistrz zakończył opowieść, po czym spojrzał na zszokowane miny członków gildii. Bez słowa zeskoczył z baru i podszedł do drewnianych drzwi, które zostały niegdyś zamknięte przez mistrza, żeby żaden członek gildii nie mógł tamtędy przejść. Ruchem ręki Makarov dał znak, żeby za nim poszli. Bez szemrania udali się za swoim mistrzem, krętymi schodami w dół. Jedyne co dawało choć trochę światła, były zapalone pochodnie, porozstawiane na ścianach. Po około trzydziestu minutach zeszli na sam dół. To pomieszczenie było najjaśniejsze, a na środku pokoju stała kryształowa kapsuła, a w niej na oko dwudziestoletnia dziewczyna. Granatowe włosy sięgały do połowy pleców, oczy były zamknięte, na sobie miała białą sukienkę na ramiączkach sięgającą jej do kolan, w niektórych miejscach nadpaloną lub porozrywaną.
- To jest Ayako Nanase, ta która przezwyciężyła śmierć.
sobota, 28 maja 2016
Prolog
Witajcie!
Od razu wstawiam prolog! Od razu informuję że słowa pisane taką czcionką są myślami postaci. Warto też dodać że prolog opowiada o "śnie" Erzy. Więc wszystkie myśli należą do niej :) Miłego czytania :)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dookoła były jedynie stare ściany, z których już w niektórych miejscach odpadała czarna farba. Na kamiennej podłodze leżały ludzkie szkielety. Sen? Jedynie to przeszło Erzie przez głowę, pewnym krokiem kierowała się do drewnianych drzwi. Bez zastanowienia nacisnęła klamkę. Po korytarzu rozniosło się skrzypienie. Nim cokolwiek zdążyła zrobić poczuła pod stopami miękką trawę. Zmarszczyła brwi i poszła przez las. Po chwili znalazła się w Magnolii, a raczej tam gdzie niegdyś ona stała. Wszystkie budynki były teraz jedynie kupą gruzu. Niektóre jeszcze się paliły, a dosłownie wszędzie były ślady krwi. Jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Dookoła niej leżały martwe ciała jej przyjaciół z gildii. Próbowała do nich podbiec, jednak jej kostki zostały oplecione żelaznymi łańcuchami, które po chwili pociągnęły ją w dół. Upadła na kamienną posadzkę w okrągłej sali.
- Witaj w moich skromnych progach, Erzo Scarlet. Herbatki?
Zdezorientowana spojrzała na mężczyznę przed nią. Miał na sobie czarny płaszcz który odkrywał jedynie twarz, czerwone oczy, czarne krótkie włosy i prawą część twarzy która była jakby... stopiona?
- Kim jesteś?!
- Oh, czyżbym się nie przedstawił? Gdzie moje maniery, jestem Loki, Bóg konfliktów. Więc, jak ci się podobała przyszłość którą dla was wybrałem, Erzo?
- Ty... To... to był jedynie mój sen... Kłamiesz! To nie była przyszłość! - chwyciła w ręce miecz i przyjęła pozycję bojową.
- Erzo, Erzo... Po co te nerwy, i tak nie zapobiegniesz tym wydarzeniom, przecież umrzesz rok wcześniej. - Spojrzał na nią jedynie z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- W takim razie, pokonam śmierć i uratuję ich wszystkich!
- Ty?! - Po sali rozniósł się złowieszczy śmiech. - Istota z tak słabego gatunku jak twój, chce pokonać śmierć?! Nie rozśmieszaj mnie...
- Zrobię to! Jeśli będzie trzeba pokonam śmierć jako pierwsza!
- Chyba jako druga, Erzo, jako druga. Sądząc po twojej minie nie wiedziałaś że już ktoś kiedyś pokonał śmierć, nieprawdaż?
- Kto...?
- Zapytaj swojego Mistrza, wystarczy że zadasz pytanie "Kim jest ta, która przezwyciężyła śmierć?". Czy ci odpowie to już nie moja sprawa. Ale jedno ci zdradzę, tylko ona może zapobiec temu co widziałaś. Więc, chyba powinienem powiedzieć "powodzenia", w takim razie, powodzenia, Erzo Scarlet.
Pstryknął palcami, po chwili Erza otworzyła oczy, leżała na swoim łóżku i ciężko oddychała. W końcu po dziesięciu minutach zwlokła się z łóżka, założyła swoją codzienną zbroję i wyszła do gildii. Może i był to tylko głupi, nic nie znaczący sen, jednak jeśli to było prawdą? Jeśli takie jest na prawdę przeznaczenie Fairy Tail, a jedyna która może to powstrzymać to ta tajemnicza dziewczyna która przezwyciężyła śmierć? Jeżeli się okaże że nikt taki nie istnieje to przynajmniej będę spokojna, o moją rodzinę. Nim się zorientowała już była przed budynkiem, wzięła głęboki wdech i weszła. Natsu i Gray znowu walczą? Nieważne teraz jest ważniejsza sprawa. Erza przeszła koło nich kompletnie ich ignorując. Stanęła dopiero gdy doszła do baru na którym prawie jak zawsze siedział Mistrz.
- Mistrzu, mam pytanie.
Ten jedynie spojrzał na nią i wesoło się uśmiechnął.
- O co chodzi, Erzo?
Kobieta wzięła głęboki wdech i zaczęła:
- Kim jest ta, która przezwyciężyła śmierć?
W budynku zapanowało milczenie gdy kufel piwa które trzymał mistrz z łoskotem upadł na drewnianą podłogę, wszyscy patrzyli zdziwieni na zmartwioną twarz mistrza, który po chwili zamknął oczy.
- Skąd o niej wiesz, Erzo?
Od razu wstawiam prolog! Od razu informuję że słowa pisane taką czcionką są myślami postaci. Warto też dodać że prolog opowiada o "śnie" Erzy. Więc wszystkie myśli należą do niej :) Miłego czytania :)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dookoła były jedynie stare ściany, z których już w niektórych miejscach odpadała czarna farba. Na kamiennej podłodze leżały ludzkie szkielety. Sen? Jedynie to przeszło Erzie przez głowę, pewnym krokiem kierowała się do drewnianych drzwi. Bez zastanowienia nacisnęła klamkę. Po korytarzu rozniosło się skrzypienie. Nim cokolwiek zdążyła zrobić poczuła pod stopami miękką trawę. Zmarszczyła brwi i poszła przez las. Po chwili znalazła się w Magnolii, a raczej tam gdzie niegdyś ona stała. Wszystkie budynki były teraz jedynie kupą gruzu. Niektóre jeszcze się paliły, a dosłownie wszędzie były ślady krwi. Jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Dookoła niej leżały martwe ciała jej przyjaciół z gildii. Próbowała do nich podbiec, jednak jej kostki zostały oplecione żelaznymi łańcuchami, które po chwili pociągnęły ją w dół. Upadła na kamienną posadzkę w okrągłej sali.
- Witaj w moich skromnych progach, Erzo Scarlet. Herbatki?
Zdezorientowana spojrzała na mężczyznę przed nią. Miał na sobie czarny płaszcz który odkrywał jedynie twarz, czerwone oczy, czarne krótkie włosy i prawą część twarzy która była jakby... stopiona?
- Kim jesteś?!
- Oh, czyżbym się nie przedstawił? Gdzie moje maniery, jestem Loki, Bóg konfliktów. Więc, jak ci się podobała przyszłość którą dla was wybrałem, Erzo?
- Ty... To... to był jedynie mój sen... Kłamiesz! To nie była przyszłość! - chwyciła w ręce miecz i przyjęła pozycję bojową.
- Erzo, Erzo... Po co te nerwy, i tak nie zapobiegniesz tym wydarzeniom, przecież umrzesz rok wcześniej. - Spojrzał na nią jedynie z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- W takim razie, pokonam śmierć i uratuję ich wszystkich!
- Ty?! - Po sali rozniósł się złowieszczy śmiech. - Istota z tak słabego gatunku jak twój, chce pokonać śmierć?! Nie rozśmieszaj mnie...
- Zrobię to! Jeśli będzie trzeba pokonam śmierć jako pierwsza!
- Chyba jako druga, Erzo, jako druga. Sądząc po twojej minie nie wiedziałaś że już ktoś kiedyś pokonał śmierć, nieprawdaż?
- Kto...?
- Zapytaj swojego Mistrza, wystarczy że zadasz pytanie "Kim jest ta, która przezwyciężyła śmierć?". Czy ci odpowie to już nie moja sprawa. Ale jedno ci zdradzę, tylko ona może zapobiec temu co widziałaś. Więc, chyba powinienem powiedzieć "powodzenia", w takim razie, powodzenia, Erzo Scarlet.
Pstryknął palcami, po chwili Erza otworzyła oczy, leżała na swoim łóżku i ciężko oddychała. W końcu po dziesięciu minutach zwlokła się z łóżka, założyła swoją codzienną zbroję i wyszła do gildii. Może i był to tylko głupi, nic nie znaczący sen, jednak jeśli to było prawdą? Jeśli takie jest na prawdę przeznaczenie Fairy Tail, a jedyna która może to powstrzymać to ta tajemnicza dziewczyna która przezwyciężyła śmierć? Jeżeli się okaże że nikt taki nie istnieje to przynajmniej będę spokojna, o moją rodzinę. Nim się zorientowała już była przed budynkiem, wzięła głęboki wdech i weszła. Natsu i Gray znowu walczą? Nieważne teraz jest ważniejsza sprawa. Erza przeszła koło nich kompletnie ich ignorując. Stanęła dopiero gdy doszła do baru na którym prawie jak zawsze siedział Mistrz.
- Mistrzu, mam pytanie.
Ten jedynie spojrzał na nią i wesoło się uśmiechnął.
- O co chodzi, Erzo?
Kobieta wzięła głęboki wdech i zaczęła:
- Kim jest ta, która przezwyciężyła śmierć?
W budynku zapanowało milczenie gdy kufel piwa które trzymał mistrz z łoskotem upadł na drewnianą podłogę, wszyscy patrzyli zdziwieni na zmartwioną twarz mistrza, który po chwili zamknął oczy.
- Skąd o niej wiesz, Erzo?
Subskrybuj:
Posty (Atom)